Tomasz Walczak

i

Autor: super express

Tomasz Walczak: Wyciory w ręce mas!

2013-06-07 4:00

Na kolei idzie nowe. Ożywczy wiatr zmian nadciąga z odcinka sanitarnego. To znaczy z pociągowych toalet. To miejsce wyjątkowo newralgiczne, w którym wizyta wpływa na ogólne zadowolenie pasażerów, a ich stan jest chyba najlepszym probierzem stanu kolei jako całości. Tę świadomość mają kolejowi urzędnicy. Niedawno chwalili się, że w trosce o komfort podróżnych przeprowadzili drogie badania, dzięki którym udało się ustalić, na jakim etapie jazdy kończy się papier toaletowy i ręczniki. Teraz już to wiedzą i tego deficytowego na PKP towaru już ma nie zabraknąć.

Władze Przewozów Regionalnych, czyli spółki kolejowej należącej do samorządów, poszły dalej. Tam nawet nie zawracają sobie głowy kosztownymi badaniami, ale stawiają na zwykły, zdrowy rozsądek. A ten podpowiada, że nie warto inwestować w służby sprzątające, kiedy o porządek mogą zadbać sami pasażerowie. W związku z tym w WC pojawiły się szczotki toaletowe, popularnie zwane wyciorami. W ten sposób kolejarze zamierzają zachęcić pasażerów, aby jeśli chcą podróżować w schludnych warunkach, sprawy wzięli w swoje ręce. Pomysłodawców nie zrażają nawet ciągłe dewastacje i kradzieże. "Uzupełniamy braki na bieżąco" - chwalą się Przewozy Regionalne. I tak oto rewolucyjne zmiany opierają się reakcyjnym siłom społecznym.

Przy okazji kolejowa rewolucja sanitarna zdefiniowała na nowo pojęcie usług publicznych, w których zakres wpisano czyn społeczny osób z nich korzystających. Wszystko w myśl zasady, że jak chcesz, żeby coś było zrobione dobrze, zrób to sam. W końcu, co słyszę często z ust wyznawców nieograniczenie wolnego rynku, coś obsługiwane przez państwo z założenia musi być wykonane źle. Jeśli państwo utrzymuje kolej, to sanitariaty muszą śmierdzieć. Ach, taki koronny dowód, że prywatyzacja, w tym wypadku rozumiana dosłownie przez wykonywanie usług prywatnymi, czyli pasażerów rękami, zdaje egzamin.

Trzymając się tej logiki, wszystkie usługi publiczne warto oddać pod opiekę obywatelom i ograniczyć rolę państwa do administracyjnego minimum. Ostatecznie lepiej znają swoje potrzeby, lepiej potrafią o nie zadbać. Publiczna służba zdrowia, powszechna edukacja, tak kosztowne dla budżetu, na pewno by odetchnęły, gdyby każdy oprócz wyciora chwycił za stetoskop czy sam się uczył.

Taka logika na pewno cieszy Donalda Tuska, człowieka, który co prawda ostatnio objawił się jako socjaldemokrata, ale z tych wątpiących, którzy średnio wierzą w wydatki publiczne. Od dawna bowiem premier robi za sknerę. O ile cięcia dotyczyłyby jedynie utrzymania w czystości toalet w pociągach, jakoś bym to przebolał. W końcu dzięki uprzejmości Przewozów Regionalnych każdy sam może je sobie posprzątać. Gorzej, że te recepty szef rządu przekłada na politykę społeczną. Inwestycji w ludzi premier nie ceni i w chaosie coraz bardziej dziczejącego polskiego kapitalizmu pozostawia ich samym sobie. W końcu co cię nie zabije, to cię wzmocni. Premier hartuje więc Polaków, bo z dobrobytu jeszcze by im się w głowach poprzewracało. A więc do dzieła, rodacy! Walczcie o przetrwanie! Poeci do piór, studenci do nauki, a pasażerowie do wyciorów!

None