Tomasz Walczak: Wskrzeszanie Tuska

2018-11-19 5:00

Gdzie te romantyczne czasy, kiedy z okładek prawicowych gazet straszył Adam Michnik – wróg numer jeden tych środowisk? Każde zdanie, każdy tekst czy każdy krzywy uśmiech naczelnego „Gazety Wyborczej” były dla prawicy okazją do rozliczeń z tym „demiurgiem” III RP. Kiedy „GW” straciła już pozycję głównego dziennika, od którego lektury cała polityczna Polska zaczynała dzień, potrzeba było nowego wroga, który budziłby wśród czytelników i szerzej pisowskiego elektoratu podobne emocje. No i znaleźli. Donalda Tuska.

Tomasz Walczak

i

Autor: Piotr Grzybowski Tomasz Walczak

Były premier straszy dziś z dwóch największych tygodników okołodobrozmianowych: „Sieci” i „Do Rzeczy”. Ten pierwszy krzyczy „Koszmar wraca”, a drugi „Boże, chroń nas przed Tuskiem”. Pewnie nie miałoby to znaczenia, gdyby obie gazety nie oddawały stanu ducha po prawej stronie. Obie okładki pokazują pewną panikę i są swego rodzaju samospełniającą się przepowiednią. Do niedawna wydawało mi się, że Donald Tusk to, co prawda, piekielnie sprawny polityk, ale jego czas, podobnie jak grającego w tej samej lidze Jarosława Kaczyńskiego na dobre minął.

To już w końcu inna Polska, inne zapotrzebowanie elektoratu, na które ani urzędujący głównie w Brukseli Tusk i zasiedziały na Nowogrodzkiej Kaczyński osobiście nie są już w stanie odpowiedzieć. Jeśli budzą jakieś pozytywne emocje, to wyłącznie wśród najtwardszych elektoratów odpowiednio PO i PiS, ale nie mają magnetyzmu, który przyciągałby do tych partii ludzi. Nie elektryzują też zbytnio swoich politycznych adwersarzy. Wraz ze wzrostem znaczenia Mateusza Morawieckiego coraz częściej zastępował on na łamach liberalnych mediów Jarosława Kaczyńskiego jako symbol wszystkiego, co według nich złego uczynił za swoich rządów PiS. O Tusku dobra zmiana też zdawała się zapomnieć.

A tu nagle przyjechał na przesłuchanie ws. Amber Gold, na którym rozniósł przepytujących go posłów PiS, a to wykorzystał wizytę z okazji rocznicy odzyskania niepodległości, aby ponarzekać na rządzących. Musiało to wzbudzić niepokoje po prawej stronie, że oto Tusk szykuje się do powrotu do polskiej polityki i jako jedyny może w niej zamieszać na tyle, żeby boleśnie uderzyć w PiS. Histeria prawicy zamiast być wyrazem troski o los partii matki, może być jednak zaklęciem przywołującym duchy przeszłości. Im bardziej prawa strona będzie się nakręcać na Tuska, tym cieplej będą na niego patrzyli wyborcy, którzy już pewnie trochę o nim zapomnieli. W Polsce pisowskiej rewolucji jego sztandar ciepłej wody w kranie może wśród wielu przywoływać miłe wspomnienia i na tle beznadziei kadrowej po stronie opozycyjnej może się okazać dla nich jedynym, który przepędzi PiS. Dla Tuska to dowód, że skoro tak go nienawidzą, to pewnie się go boją. A skoro się boją, to znaczy, że ma szansę na udany powrót do polskiej polityki.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki