I wcale nie chodzi o to, że nagle opozycja znalazła jakiś cudowny sposób na dominację partii Jarosława Kaczyńskiego. Nie, jej kampania nadal żyje od jednego występu Donalda Tuska do drugiego, przy czym wyraźna inflacja siły jego przemówień tylko pokazuje miałkość pomysłu Koalicji Europejskiej na te wybory.
To raczej rządząca formacja wyraźnie straciła rezon, a ostatnie kilkanaście dni kampanii, która wydawała się doskonale rozpisanym scenariuszem na zwycięstwo, stała się bardziej chaotyczna i niespójna. Połączenie grania na twardy elektorat z utrzymaniem elektoratu socjalnego, który na PiS głosuje warunkowo, coraz bardziej się zacina. Do tego ostatnio życie polityczne zdominowały sprawy dla PiS niewygodne – zwłaszcza film braci Sekielskich o pedofilii w Kościele ustawił ugrupowanie w roli adwokata diabła, podczas gdy emocja społeczna jest wyraźnie gdzie indziej.
Pytanie, czy siła rozpędu, której rządzący nabrali w początkowej fazie kampanii, wystarczy, by zwycięstwo dowieźć do najbliższej niedzieli. Bo na strategiczne przegrupowanie sił może być już za późno.