Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny Tomasz Walczak

Tomasz Walczak: Wersal się nie skończył. MON o to zadbał

2018-03-03 3:00

Skoro w MON Macierewicza było przyzwolenie na to, żeby totumfacki ministra Bartłomiej Misiewicz, niczym rosyjski oligarcha, rozbijał się służbową limuzyną z ochroną po białostockich potańcówkach, to czemu bizantyjska atmosfera nie miała udzielić się reszcie pracowników resortu? - pisze Tomasz Walczak.

Kiedy w listopadzie dowiedzieliśmy się o tym, ile w ministerstwach wydaje się z kart służbowych, uwagę przykuł resort środowiska, w którym urzędnicy szastali publicznym groszem na prawo i lewo. We wszystkich ministerstwach wydano 2 mln zł, z czego aż 1,3 mln roztrwonili sybaryci od Jana Szyszki. Jakżeż byliśmy wtedy naiwni, nie doceniając fantazji urzędników MON.

Okazuje się bowiem, że pod światłym przywództwem Antoniego Macierewicza przepuszczono tam - zaledwie w półtora roku - imponujące 15 mln zł. Ale skoro w MON Macierewicza było przyzwolenie na to, żeby totumfacki ministra Bartłomiej Misiewicz, niczym rosyjski oligarcha, rozbijał się służbową limuzyną z ochroną po białostockich potańcówkach, to czemu bizantyjska atmosfera nie miała udzielić się reszcie pracowników resortu? Zwłaszcza że do roli królów życia w MON aspirowało 733 posiadaczy służbowych kart - wielokrotnie więcej niż w każdym innym ministerstwie.

Teraz MON tłumaczy, że "były to karty wykorzystywane do funkcjonowania jednostek wojskowych i ponad 100 ataszatów obrony funkcjonujących poza granicami państwa". Jak to jednak jest, że MSZ dysponowało ledwie 2 kartami służbowymi? I skoro wszystko było w porządku, to czemu minister Błaszczak kazał ograniczyć ilość kart? Najwidoczniej on - znany sympatyk skromnego urzędniczego życia - uznał, że Ministerstwo Obrony po dwóch latach rządów Macierewicza to istna stajnia Augiasza, którą choć trochę trzeba doprowadzić do ładu, a rozbisurmanionym urzędnikom ściągnąć trochę smycz.

Kiedyś Andrzej Lepper krzyczał z trybuny sejmowej, że Wersal się skończył. Biedak nie docenił jednak polityków PiS, którzy od 2015 r. bawią się w grupę rekonstrukcyjną pragnącą przywrócić do życia degrengoladę dworu Ludwika XIV - francuskiego władcy, słynącego z rozrzutności i wystawnego życia. I sądząc po tym, co się wyprawiało w MON, Antoni Macierewicz samozwańczo postanowił przejąć rolę słynnego "Króla Słońce".