Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: W sprawie Ukrainy Niemcy dalej swoje

2015-02-02 23:58

Król Prus Fryderyk Wielki – wybitny wódz i meloman powiadał, że dyplomacja bez armat jest jak muzyka bez instrumentów. Kiedy patrzy się, jak dziś jego następcy w Niemczech, radzą sobie z wojną na wschodzie Ukrainy, widać, że wodzów i melomanów w Berlinie jak na lekarstwo.

Od początku kryzysu wywołanego przez rosyjską aneksję Krymu i inwazję na Donbas niemieccy politycy upierają się, że z Rosją trzeba rozmawiać po przyjacielsku, a nie tupać nogą i wygrażać pięścią. Efekt tego taki, że nie tylko nie widać końca wojny na wschodzie Ukrainy, ale Putin coraz śmielej sobie tam poczyna. Od kilkunastu dni trwa eskalacja rosyjskiej agresji, giną niewinni ludzie, a wspierane przez rosyjską machinę wojenną oprychy zaczynają zachowywać się wobec swoich przeciwników równie barbarzyńsko jako przedstawiciele Państwa Islamskiego wobec tych, którzy nie chcą się podporządkować ich świętej wojnie.

W Berlinie politycy dalej żyją mitem skuteczności zimnowojennej Ostpolitik Willy'ego Brandta, która zakładała, że ze Związkiem Radzieckim trzeba szukać porozumienia, a nie konfliktu. Nie dziwi więc, że niemiecka klasa polityczna uparcie oburza się na coraz bardziej realne plany Stanów Zjednoczonych, by dostarczać Ukraińcom broń. Czasy się jednak zmieniły, a na Kremlu nie siedzą stetryczali komuniści, ale rzutkie zabijaki, które najpierw strzelają, a dopiero potem negocjują. W Berlinie jakoś tego nie rozumieją.

Angela Merkel już zapowiedziała, że Niemcy broni na Ukrainę nie dostarczą. Z kolei Niels Annen, rzecznik frakcji SPD ds. polityki zagranicznej raczył oświadczyć, że „ amerykańskie dostawy broni byłyby niebezpiecznym przedsięwzięciem, które mogłoby szybko rozkręcić spiralę przemocy”. Receptą, zdaniem polityka niemieckiej socjaldemokracji, są oczywiście żmudne rozmowy. Tylko one mają przynieść trwały pokój na Ukrainie. Ile rozmowy i rozejmy znaczą dla Rosji widać od września, kiedy wynegocjowano tzw. porozumienie mińskie, które miało zakończył rzeź w Donbasie. Ludzie giną dalej, a w ostatnich dniach ginie ich jeszcze więcej.

Wiadomo, że Putin po dobroci nie zabierze swoich najemników i tak po prostu nie zamknie frontu. W najbliższych miesiącach, a może i latach, jego bandziory będą używać rosyjskiego sprzętu i rosyjskiej armii do siania chaosu i zniszczenia na wschodzie Ukrainy, a kto wie, czy ze swoją wojną nie zapuszczą się dalej za zachód tego kraju. Uzbrojona w przestarzały sprzęt armia ukraińska raczej sobie z tą nawałą nie poradzi. Jeśli w końcu Zachód nie wspomoże jej  nowoczesną techniką wojenną, Ukraińcy dalej będą na łasce i niełasce Putina.

Oczywiście, ile sprzętu by na Ukrainę nie wysłać, nie da się zrównoważyć potencjałów obu stron konfliktu. Jednak nasz wschodni sąsiad nie będzie już bezbronną ofiarą gwałtu. Może i Moskwa będzie grozić pistoletem, ale Kijów nie będzie już musiał się ograniczać do pisków i wołania o pomoc. Będzie mógł kremlowskiego gwałciciela potraktować paralizatorem i to być może powstrzyma jego chuć. A Niemcy? Niech nadal sobie grają swoją muzykę bez instrumentów.