Trzeba oczywiście przyznać Nawalnemu, że doskonale wykorzystał zamieszanie wokół własnej osoby. Kiedy 18 lipca sąd w Kirowie wydawał na niego polityczny wyrok i próbował go wsadzić do więzienia, jego poparcie w sondażach wyborczych prowadzonych przez niezależne ośrodki badawcze nie przekraczało 10 proc. Niezdecydowanie władz - wsadzić za kratki, nie wsadzić - sprawiło, że jego rozpoznawalność i popularność znacząco wzrosła. Wsparła ją tytaniczna praca Nawalnego i jego sztabu. Mimo licznych kłód, które rzucano mu pod nogi (najścia na biura wyborcze, ograniczanie dostępu do mediów), niedzielne wybory pokazały, że w niecałe dwa miesiące udało mu się zbudować solidną pozycję polityczną.
Problem polega jednak na tym, że ta pozycja polityczna dotyczy tylko Moskwy, a Moskwa to jednak nie cała Rosja. Nie chodzi tylko o przepaść w dochodach między mieszkańcami stolicy, a Rosjanami z prowincji. Chodzi także o poziom świadomości politycznej. Moskwa to ostoja rosyjskiej klasy średniej - nie dość, że znacząco aktywniejszej politycznie niż reszta kraju, to jeszcze bardziej wobec Putina i jego kliki krytycznej. Moskwianie dużo mniej podatni są na państwową propagandę serwowaną im przez państwowe kanały telewizyjne, które są jedynym źródłem wiedzy o świecie na prowincji. Tam nie docierają niezależne od Kremla media. O internecie też mało kto słyszał. Bez odartej z kremlowskiej agitacji informacji rosyjska opozycja nie ma co marzyć o zmianie sytuacji politycznej. A więc to, co udało się w Moskwie, nie ma szans powodzenia w skali całego kraju. Tym bardziej, że nikt nie zamierza wpuszczać do rosyjskiego parlamentu partii opozycyjnych, a w wyborach prezydenckich pokazywać, że Putin ma jakąkolwiek konkurencję.
Nawalny już zapowiada, że jego polityczna droga ma jeden cel – Kreml. Te zapowiedzi szybko mogą się jednak zdezaktualizować. Bardzo wątpliwe, że o wyroku więzienia na Nawalnego ktokolwiek zapomniał, tym bardziej, że wśród kremlowskiej elity nie ma ochoty na to, żeby obserwować, jak Nawalny rośnie w siłę. Już wkrótce posłuszny władzom wymiar sprawiedliwości upomni się o opozycjonistę i z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że najbliższe kilka lat spędzi w kolonii karnej gdzieś na dalekim wschodzie Rosji. To zakończy jego marzenia o udziale w wielkiej polityce, do której skazani w procesie karnym nie mają wstępu.