Monika Rosa z Nowoczesnej mówi, że zdradził, choć wcześniej znała go jako ostrego krytyka PiS i nic nie wskazywało, że „mógłby się z nimi porozumieć”. Borys Budka z PO chce iść ze sprawą do prokuratury, choć nie bardzo wiem, z jakiego paragrafu chce radnego ścigać. Inny platformers Paweł Olszewski raczył stwierdzić, że „twarz [Kałuży] idealnie pasuje do PiS”. Czekam już tylko, kiedy liberałowie będą prowadzić badania antropologiczne, które określą, czy ktoś ma rysy pisowskie, czy nie i czy godzien jest z list liberałów startować.
Jasne, rozumiem rozgoryczenie polityków PO i N., bo dali się na Śląsku ograć jak dzieci. Nie rozumiem jednak całego tego oburzenia, bo sami przez lata uprawiali proceder, który dziś nazywają korupcją polityczną. Kto w końcu wyciągnął z SLD Bartosza Arłukowicza w zamian za widmowe stanowisko pełnomocnika premiera ds. przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu? Nie była to przecież krecia robota Kaczyńskiego.
Słabość charakteru, podatność na synekury, oportunizm i przemożna chęć utrzymania się na powierzchni to cechy polityków stare jak sama polityka. Rządzące partie mają swój magnetyzm, który takich Kałużów przyciąga. Kiedy rządziła PO, to do niej uciekano z PiS. I jakoś wtedy nikt się w Platformie na takie transfery nie bulwersował. Trudno, oczywiście, taki proceder pochwalać, ale święte oburzenie partii, która sama jest przechowalnią dla wykolejonych polityków z innych formacji, to czysta hipokryzja.