Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Unia do poprawki

2016-06-23 8:15

Dziś Brytyjczycy głosują w sprawie swojej przyszłości w Unii Europejskiej. Jeśli poprą Brexit, czeka nas polityczne trzęsienie ziemi i koniec Wspólnoty, jaką znamy. Jednak nawet jeśli Wielka Brytania zdecyduje się pozostać w Unii, ta będzie musiała przejść proces głębokich zmian, by nie pozostać martwym projektem politycznym, ograniczającym się jedynie do wspólnego rynku.  

Niechęć Brytyjczyków do UE ma oczywiście swoje korzenie w ich ogólnej niechęci do kontynentalnej Europy, poczuciu wyższości nad nią i braku entuzjazmu dla regulacyjnego charakteru tamtejszych państw, który jest również fundamentem Wspólnoty. Niemniej szczera i dość powszechna nienawiść do Brukseli łączy Brytyjczyków i wielu mieszkańców tzw. starej Unii. Instytucja ta po prostu przestała spełniać oczekiwania Europejczyków, kiepsko radząc sobie z problemami nękającymi Stary Kontynent. Sparaliżowana przez stare dogmaty i nową niemoc, do dziś nie potrafi skutecznie przeciwdziałać skutkom kryzysu finansowego i brakuje jej pomysłu na rozwiązanie kwestii fali uchodźców. Jeśli dodamy do tego brak przejrzystości w podejmowaniu kluczowych decyzji, otoczenie struktur decyzyjnych przez lobbystów różnej maści grup interesu i poczucie, że Unia nie reprezentuje zwykłych Europejczyków, otrzymamy obraz oderwanej od rzeczywistości i zajętej sobą biurokratycznej machiny. Nawet jeśli wiele w tych oskarżeniach przesady, to tak właśnie myślą dziś o Brukseli Europejczycy.

Unia musi odzyskać sterowność i inicjatywę. Musi w końcu postawić na solidarność i sprawiedliwość społeczną, działać na rzecz obywateli, a nie kapitału, jak pokazała to choćby w sprawie Grecji, której społeczeństwo decyzjami unijnych bonzów skazano na wegetację, byle tylko zadbać o interesy jej kredytodawców. Czy Unia ma być "Europą ojczyzn", jak chcą tego europejscy konserwatyści, czy głęboko zintegrowaną federacją - to najważniejsze pytanie, jakie stoi dziś przed Europą. Pierwsze rozwiązanie grozi pogłębieniem się egoizmów narodowych, które już dziś rozbijają wewnętrznie Unię, drugie z kolei może doprowadzić do politycznego dyktatu największych krajów członkowskich i zwasalizowania przez nie słabszych krajów członkowskich.

Niemniej wysiłek reformatorski trzeba będzie podjąć. I to szybko. Unia, jaką dziś znamy, skazana jest bowiem na gnicie i ostateczny rozpad. A to zbyt ważny projekt, byśmy mogli pozwolić mu trafić na śmietnik historii.

ZobaczWidmo Brexitu mniej straszne. Brytyjczycy jednak zostaną w UE?

Nasi Partnerzy polecają