Tomasz Walczak

i

Autor: super express

Tomasz Walczak: Święta nie sprzyjają polskim politykom

2014-01-02 16:43

Po okresie święteczno-noworocznym i towarzyszącym mu ogólnym rozprężeniu debata publiczna powoli wraca do życia. Nie można tego powiedzieć o polskich politykach, którzy raczą nas coraz wymyślniejszymi pomysłami i inicjatywami. Martwi szczególnie forma Bronisława Komorowskiego i Donalda Tuska.

Prezydent Komorowski w orędziu noworocznym sporo uwagi poświęcił przypadającej na rok 2014 25 rocznicy okrągłego stołu i wyborów, które 4 czerwca zakończyły w Polsce komunizm. Dla prezydenta, który z postsolidarnościowego kombatanctwa uczynił treść swojej działalności na stanowisku głowy państwa, to czas utrwalania mitotwórczej roli tych wydarzeń. Aby nadać im odpowiednią rangę, zaproponował nawet, żeby widomy znak naszych modernizacyjnych tęsknot, czyli autostrady, ochrzcić. Tę wiodącą z Warszawy do Berlina imieniem Wolności, a tę z Gdańska (na razie donikąd) imieniem Solidarności.

Pomijam już tę niezdrową fetyszyzację wstęg asfaltu wijących się przez Polskę. Owszem, bardzo je lubię, bo przynajmniej przez paręset kilometrów można zapomnieć, jak nasz kraj straszliwie jest zacofany wobec Zachodu. Martwi mnie jednak, że w ogóle prezydent ma czas, żeby wychodzić z takimi pomysłami do ludzi. Martwi mnie, że nie czuje minimalnego zażenowania, proponując je. Czekam, kiedy prezydent będzie chciał nadawać patriotyczne nazwy kanałom melioracyjnym, oczyszczalniom ścieków czy rurom kanalizacyjnym, które do wielu miejsc w Polsce dotarły wraz z upadkiem komunizmu i są wyznacznikiem naszego wielkiego skoku cywilizacyjnego bardziej niż poszatkowana sieć autostrad w naszym kraju, która do tych miejsc nigdy nie dotrze.

Dobrze, że w szale rocznicowych uniesień Bronisław Komorowski nie zapomniał przypomnieć, że „wiele jest do zrobienia, wiele jest biedy i słabości. Wiemy dobrze, ze jeszcze nie wszyscy odnaleźli godne miejsce w niepodległym kraju”. Żałuję tylko, że nie przedstawił pomysłów, jak z biedą i wykluczeniem walczyć. Pomysłów równie błyskotliwych jak ten z nazwami autostrad.

Żeby nie znęcać się już nad prezydentem, warto przejść do premiera, który – wyraźnie poruszony tragicznym wypadkiem w Kamieniu Pomorskim spowodowanym przez pijanego kierowcę – zaczyna rok 2014 od nasiadówki z ministrem sprawiedliwości i szefem MSZ, by radzić, co z tym wszystkim zrobić. Jasne, że plaga pijanych kierowców jest problemem, ale żeby jeden, nawet tak dramatyczny wypadek, kazał premierowi prowadzić międzyresortowe konsultacje?

Myślałem, że Donald Tusk wyleczył się z doraźnych wojenek z kolejnymi patologicznymi grupami społecznymi. Miałem wrażenie, że już dostatecznie sparzył się na nieudolnych walkach z pedofilami, kibolami i handlarzami dopalaczami. Ale nie, nie nauczył się niczego. Gorzej, że stracił jakiekolwiek poczucie żenady. Niedawno odbył konferencję ze sztabem kryzysowym w sprawie orkanu Ksawery, która jako żywo przypominała pokazówki Putina. Dziś daje kolejny argument do ręki tym, którzy twierdzą, że nie tylko nauczył się rządzić na błędach Leszka Millera, ale też garściami czerpie z dorobku prezydenta Rosji. Jeszcze trochę a zacznie jeździć po sklepach żądając obniżki cen wędlin i po zakładach pracy, żeby odwołać grupowe zwolnienia. A żeby ocieplić wizerunek, w duchu Putina zacznie uczyć żurawie latać.

Niemożliwe? Cóż, jeśli zaczyna się rok od analizy wypadku samochodowego, to musi być już tylko bardziej spektakularnie. Skoro już drugiego stycznia mamy z tego powodu trzęsienie ziemi, to z biegiem czasu napięcie musi tylko wzrastać. Rok 2014 rokiem żenady? Niewykluczone. Prezydent i premier najwyraźniej będą się tu ścigać o palmę pierwszeństwa.