Oprócz polityków PO do frontu walki z referendum ruszyli publicyści. Najgłośniej sprzeciwia mu się Dominika Wielowieyska z „Gazety Wyborczej” i Janina Paradowska z „Polityki”. Jedna (Wielowieyska) argumentuje, że referendum, co prawda, to ważne narzędzie demokracji, ale żeby je zorganizować musi dotyczyć wszystkich obywateli. A że nie każdy ma dzieci, których pomysł MEN może objąć, to nie ma sensu, żeby obywatele się w tej kwestii wypowiadali. Druga (Paradowska) po prostu uważa, że argument miliona podpisów pod wnioskiem o referendum to głupota. I dodaje: A ja mogę podać przykłady spraw, pod którymi podpisałyby się nawet dwa miliony osób, np. "Czy jesteś za tym, by wszyscy zarabiali po 10 tys. zł?".
Nie wiem, czy redaktor Paradowska śledzi, co się dzieje na świecie, ale być może słyszała o referendum, które wkrótce odbędzie się w Szwajcarii. Otóż mieszkańcy tego kraju zdecydują, czy każdemu obywatelowi zagwarantować stały dochodów w wysokości 2,5 tys. franków szwajcarskich, czyli ok 8,5 tys. zł. I wcale nie trzeba było 2 mln podpisów pod tą sprawą, bo aby w Szwajcarii odbyło się referendum wystarczy 100 tys. podpisów i to obywatele, a nie politycy decydują, czy zgłaszane postulaty są słuszne, czy nie. U nas nadal panuje przekonanie, że naród nie powinien o sobie decydować, bo ciemny i niewykształcony, więc zrobi sobie kuku. Może i dobrze, bo by redaktorki Wielowieyska i Paradowska dostały jeszcze zawału.
Jeśli pomysły Elbanowskich są szkodliwe, to, proszę bardzo, przekonajcie do tego Polaków. Pójście na łatwiznę i odrzucenie w Sejmie pomysłu referendum jest, że zacytuję Janinę Paradowską, po prostu głupie. Tym bardziej, że nawet prezydent Komorowski, któremu marzy się zmiana prawa referendalnego, chce obywatelom ułatwić organizowanie plebiscytów w konkretnych sprawach, w zamian utrudniając odwoływanie polityków ze stanowisk. Nie wiem, co sądzi o referendum w sprawie sześciolatków, ale jeśli chciałby być konsekwentny, to musi być całym sercem za.