Tomasz Walczak: Strajk nauczycieli i antyspołeczne ciągoty PiS

2019-04-09 16:22

„Jesteśmy najbardziej prospołecznym rządem po transformacji w Polsce” – przekonywała nieraz w Sejmie Beata Szydło. I może na tle wielu wcześniejszych ekip PiS wypada pod tym względem nie najgorzej, ale deklarowana prospołeczność partii Jarosława Kaczyńskiego ma swoje wyraźne ograniczenia.

Tomasz Walczak

i

Autor: Piotr Grzybowski Tomasz Walczak

Nie jest trudno być arcysocjalnym rządem, kiedy cały wysiłek skupia się na wyasygnowaniu pieniędzy na kolejne transfery pieniężne. Wbrew temu, co sobie jednak w PiS wyobrażają, prospołeczność nie ogranicza się jedynie do redystrybucji. To także, a może przede wszystkim szacunek dla potrzeb społecznych, to rozwiązywanie problemów różnych grup wymagających wsparcia państwa. Z tych cnót PiS egzaminu nie zdaje z regularnością szwajcarskiego zegarka.

Kiedy w Sejmie protestowali opiekunowie osób niepełnosprawnych, niemal żaden z liczących się polityków PiS nie znalazł czasu, żeby się z nimi spotkać, ale znaleziono czas, żeby odciąć protestujących i ich niepełnosprawne dzieci od toalet. Pisowska propaganda znalazła też w sobie wystarczająco dużo determinacji, żeby tę szczególnie pokrzywdzoną grupę społeczną zohydzić Polakom. Nie inaczej było, kiedy o swoje upomnieli się lekarze rezydenci. Ich protest też nie znalazł zrozumienia u wrażliwców z PiS, a medialni hunwejbini tej partii rozkręcili spiralę symbolicznej przemocy wobec nich.

Nie dziwi więc, że gdy do strajku stanęli nauczyciele, PiS zamiast ze zrozumieniem odnieść się do ich potrzeb i oczekiwań, nie szczędzi wysiłków, by przedstawić nauczycieli jako nierobów, roszczeniowców, terrorystów, którzy w jasyr biorą nasze dzieci czy niewdzięczników, którzy, wysługując się „totalnej opozycji”, robią antyrządowy rokosz, chociaż rząd wspaniałomyślnie rzuca im 160 zł podwyżki.

Strajk – zdobycz socjalna. Stosunek do niego jest papierkiem lakmusowym stosunku do kwestii społecznych w ogóle. PiS dowodzi nieustannie, że obok „najbardziej prospołecznego rządu” to nawet nie stał. Gra na zohydzenie społeczeństwu ludzi, korzystających ze swojego świętego prawa do protestu, to nostalgiczna podróż w lata 90., kiedy wszelki bunt społeczny równał się zdradzie stanu. Jak widać, antyspołeczny duch tamtych czasów trzyma się w PiS mocno.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki