Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Strach Niemiec i Francji, zwycięstwo Putina

2015-02-09 22:53

Obserwując desperackie próby Angeli Merkel i Françoisa Hollande'a dyplomatycznego zmuszenia Władimira Putina do zaprzestania ofensywy na wschodzie Ukrainy, przypomina się stary dowcip o francuskiej odwadze w czasie II wojny światowej. Otóż, ile biegów ma francuski czołg? Pięć. Jeden do przodu dwa do tyłu. Czasy się zmieniły i taką specyfikację techniczną ma dziś też niemiecki tank.

Wygląda na to, że przywódcy Niemiec i Francji dali się złapać w pułapkę Putina. Ofensywa, którą zaordynował w Donbasie, jak widać to teraz wyraźnie, miała zmusić te dwa kraje do podjęcia z nim negocjacji. I to negocjacji na jego warunkach. Rosyjski prezydent wie, że Merkel i Hollande upierając się przy dialogu z Moskwą, postawili na szali swój autorytet. Potrzebują więc sukcesu. Wie też, że nawet jeśli rzeczywiście, jak donosi Wall Street Journal, zagrozili Rosji kolejnymi sankcjami, to są to czcze groźby. Putin ma w Unii Europejskiej swoich zauszników, którzy nie zgodzą się na to, by rzucić go na kolana. A nawet jeśli wprowadzone zostaną nowe sankcje, będą one jedynie symbolicznym gestem, jak te, które aplikowano Rosji do tej pory. Putin skutecznie wypracował sobie zresztą wizerunek nieprzewidywalnego człowieka i może nim dalej grać, żeby straszyć Merkel i Hollande'a.

Środowe spotkanie w Mińsku, na którym zjawić mają się uczestnicy tzw. formatu normandzkiego, czyli Francja, Niemcy, Rosja i Ukraina, może więc okazać się dyktowaną przez strach zachodnich przywódców kapitulacją. Putin żąda, by zwiększyć obszar, na którym nie będzie ukraińskiej armii, co de facto oznacza okupację kolejnych terenów. Stawia też na szeroką autonomię separatystycznych obszarów i finansowanie ich przez Kijów, a także takie zmiany w konstytucji, które tzw. Noworosji dawałyby prawo decydowania o politycy zagranicznej Ukrainy. Groźby Putina przed zaostrzeniem sytuacji w Donbasie i marszem rosyjskiej armii na zachód Ukrainy mogą być dla Merkel i Hollande'a wystarczającym powodem, by w imię patykiem na wodzie pisanego pokoju zmusić Poroszenkę do ustępstw na rzecz Putina. Ten pozbawiony wsparcia Zachodu, będzie musiał ulec.

Być może Merkel i Hollande chwilowo kupią w ten sposób święty spokój, ale Ukraina jeszcze bardziej niż obecnie stanie się zakładnikiem Rosji, z perspektywą na dalszą agresję z jej strony. Kreml nauczył się bowiem, że kiedy Zachód daje palec, trzeba brać całą rękę. Obecny szantaż wkrótce może się więc powtórzyć, a strachliwe Niemcy i Francja na pewno mu ulegną. Wszystko w imię dyplomacji i niedrażnienia rosyjskiego niedźwiedzia.

Chciałoby się, oczywiście, wierzyć, że w środę Berlin i Paryż jednak na to nie pójdą, rozumiejąc swoją dotychczasową naiwność i na tym skończy się przygoda z obnażającym swoją nieskuteczność formatem normandzkim. Niestety łatwiej wyobrazić sobie powtórkę z Monachium.