Tomasz Walczak: Spór o powstanie warszawskie sporem o współczesność

2014-08-05 22:54

Jak przy okazji każdej kolejnej rocznicy wybuchu powstania warszawskiego odżywa spór o sensowność tego zrywu. Ścierają się racje tych, dla których była to jedyna słuszna decyzja i tych, którzy uważają, że za dużo było w tym donkiszoterii, a za mało rozwagi.

Interpretacje historii mają to do siebie, że różnią się w zależności od czasów, kiedy są formułowane. Klasyczny przykład: Aleksander Wielki – człowiek, który podbił niemal cały znany mu świat. Przez wieki traktowano go raz jako geniusza strategii, raz jako szaleńca, raz jako satrapę – w zależności od tego, jakim ideom hołdowała dana epoka.

Powstanie warszawskie i jego sprzeczne ze sobą interpretacje i oceny dowodzą pewnego rozdwojenia jaźni naszego narodu. Z jednej strony apoteoza bohaterstwa, z drugiej chłodnego realizmu. To zresztą towarzyszy nam nie od dzisiaj. Sięga XIX-wiecznych sporów między romantyczną wizją naszego narodu, a jej pozytywistycznym odpowiednikiem. Sporu o strategie przetrwania narodu bez państwa – czy walczyć nawet w beznadziejnych bitwach, czy skupić się na pracy u podstaw, budując dobrobyt przyszłego państwa.

Niby od stu lat z różnymi zawirowaniami jesteśmy mniej lub bardziej niepodległym krajem, ale te, zdawałoby się, anachroniczne spory, przetrwały do dziś, wskazując na ciągłą niedookreśloność Polski. Państwo mamy, ale to, jakimi treściami wypełnimy jego ideę, nadal nie jest określone. Proces, który w krajach na zachód od nas przerobiono już dawno temu, nasz kraj przechodzi teraz ze zdwojoną siłą. 20 lat istnienia II RP to był zbyt krótki czas, żeby ten temat przetrawić. Komunizm te formacyjne spory uniemożliwił. Obecnie nasz kraj nadal znajduje się w punkcie zerowym, a wielki spór między romantykami a realistami nie traci nic ze swojej pierwotnej temperatury i realizuje się na różnych polach.

Najlepszym do tego miejscem wydaje się być historia, będąca najbardziej plastycznym tworzywem narodowotwórczym. I tak przy okazji każdej ważniejszej rocznicy – okrągłej czy nie – będziemy się żywo ze sobą spierać, dowodząc, z jednej strony, że pięknie jest za ojczyznę umierać i to stanowi treść polskości, a z drugiej, że nie ma co głupio ginąć i lepiej naprzód iść z żywymi. Obie strony sporu wiedzą doskonale, że ten, kto kontroluje przeszłość, kontroluje też teraźniejszość i przyszłość.  I bój o zawładnięcie tymi wszystkimi planami czasowymi prędko się nie zakończy.