Rosyjscy telewidzowie, którzy pewnie z dumą śledzili ceremonię otwarcia, zobaczyli dokładnie to, co mieli zobaczyć - idealnie przygotowany spektakl bez żadnych wpadek i niedociągnięć. Obraz do ich telewizorów nadawany przez państwową telewizję był bowiem opóźniony o 15 sekund. Realizatorzy mieli więc czas, żeby zareagować na wydarzenia ze stadionu. Kiedy pojawił się więc problem, szybko wkleili zdjęcia z próby generalnej, na której wszystko działało jak w szwajcarskim zegarku.
Wszystko to niby drobna manipulacja w nieistotnym elemencie. Wpadki zdarzają się przecież każdemu i niejeden realizator otwarcia wcześniejszych igrzysk się z nimi zmagał. W Rosji jednak naród musi czuć, że wszystko w jego kraju działa jak w precyzyjnie naoliwionym mechanizmie. O ile świat może zobaczyć, że nie wszystko jest tak pięknie, jak być powinno, o tyle Rosjanin nie ma do tego najmniejszego prawa. A od korekty rzeczywistości jest w Rosji telewizja - narzędzie propagandy skuteczniejsze niż gdzie indziej na świecie.
W całym rozwiniętym świecie przekaz telewizyjny ma słabnący wpływ na rzeczywistość. Tam motorem napędowym kształtującym obraz świata jest coraz częściej internet, którym dużo trudniej manipulować niż telewizją, chociaż wiele krajów, jak choćby Stany Zjednoczone, stara się i to medium skuteczniej monitorować i kontrolować, co dowiodła choćby afera Snowdena.
W Rosji dostęp do internetu mają tylko mieszkańcy największych miast, a i tak nie każdy z nich z niego korzysta. Nadal głównym źródłem informacji jest telewizja. Za główne źródło informacji uważa ją imponujące 85 proc. społeczeństwa. Ta rzesza Rosjan ma głównie do dyspozycji kanały państwowe, które politykę informacyjną kształtują na bazie instrukcji z Kremla. Jak to w praktyce wygląda można się przekonać, oglądając choćby relacje tych kanałów z wydarzeń na Ukrainie. W ujęciu ich dziennikarzy to antydemokratyczne wystąpienia pałającego rządzą krwi motłochu, który podpala swój kraj. Doskonałą ilustracją skali manipulacji jest też transmisja z ceremonii otwarcia igrzysk w Soczi.
Destrukcyjną dla wolności sumienia rolę telewizji dostrzegł już George Orwell w swojej słynnej powieści "Rok 1984". Uznał ją za ostateczne narzędzie manipulacji. Brytyjski pisarz był jednak optymistą. Mimo swojego wizjonerstwa nie był w stanie przewidzieć powstania i rozwoju internetu i pojawiającego się wraz z nim pola do nadużyć. Po 65 latach od publikacji "Roku 1984" jego diagnoza jest już nieaktualna dla sporej części najbardziej rozwiniętych państw świata.
Rosja nadal trzyma się jednak telewizji. Świadczy to tylko o tym, jak daleko jest od tego świata, nad którym swoją wyższość ma pokazać w Soczi. Stary dowcip jeszcze z czasów ZSRR wydaje się więc nadal aktualny. A brzmi on tak: Stewardesa zwraca się do pasażerów. - Drodzy państwo, za chwilę lądujemy w Moskwie. Prosimy zgasić papierosy i cofnąć zegarki o 20 lat.
Tomasz Walczak: Soczi. Prawda czasu, prawda ekranu
Wraz z wczorajszym otwarciem igrzysk olimpijskich w Soczi, ruszył najambitniejszy i najkosztowniejszy projekt Rosji Władimira Putina. To jest olimpiada na miarę naszych możliwości. To jest nasze, przez nas zrobione, i to nie jest nasze ostatnie słowo - chciał nam wczoraj powiedzieć Władimir Władimirowicz. Zamiast zachwycić, wzbudził tylko globalne Schadenfreude. Świat kpi, że podczas ceremonii otwarcia wyszukana konstrukcja płatków śniegu zamieniających się w olimpijskie kółka nie zadziałała i zamiast pięciu były tylko cztery. Zwykli Rosjanie mogli nawet się nie zorientować, bo ich transmisja pokazała, że wszystko gra i to chyba mówi najwięcej o współczesnej Rosji.