Tomasz Walczak: Sieroty po Tusku

2014-08-30 10:22

Jeśli wierzyć zapewnieniom agencji Reutera, w weekend może się okazać, że Donald Tusk przestanie być premierem RP i wyprowadzi się do Brukseli, by objąć funkcję szefa Rady Europejskiej. Cieszą się i w PO, i w PiS – każdy na swój sposób. Problem w tym, że jeśli Tusk wyjedzie, osieroci obie partie.

W ciągu ostatnich lat Donald Tusk stał się twarzą polskiej polityki. Nie da się mówić o naszej partyjnej scenie, nie biorąc od uwagę osoby premiera. Można go nie lubić, a nawet nienawidzić, można go odsądzać od czci i wiary,  ale podobnie jak bez Kaczyńskiego, nie da się się bez Tuska wyobrazić sobie obecnych podziałów politycznych. Jego emigracja do Brukseli będzie więc oznaczać trzęsienie ziemi.

SIEROTY Z PO

W Platformie euforia, że ta najbardziej europejska z europejskich partii, ta najbardziej zagranicą podziwiania polska formacja polityczna, zostanie doceniona niezwykle prestiżowym, choć (tego już nie mówią) mało znaczącym z praktycznego punktu widzenia stanowiskiem. Będzie to nagroda za konsekwentnie mądrą politykę i dowód na pozycję Polski w Unii, którą PO wywalczyła przez siedem lat swoich rządów. Już widzę, jak platformersi będą chcieli wykorzystać tę nominację w bieżącej walce politycznej. Jak będą się wywyższać jako ci bardziej atrakcyjni i mądrzejsi od PiS.

Tylko, że radość w PO nie potrwa raczej długo. Może entuzjazmu wystarczy jeszcze do wyborów samorządowych i partia odwróci niekorzystny dla niej trend sondażowy, który obecnie daje PiS miażdżące zwycięstwo. Szybko jednak Platforma odczuje brak Tuska. W końcu premier przez ostatnie lata zatroszczył się o to, by bez mijania się z prawdą stwierdzić: Platforma to ja.

Silnie wodzowski charakter tej formacji sprawił, że nie widać na horyzoncie nikogo równie błyskotliwego i medialnego jak on. Konsekwentnie wyciął wszystkich, którzy mogliby przejąć po nim schedę. Nie widać nikogo, kto mógłby unieść na swoich barkach ciężar przekonania Polaków, że warto jeszcze na PO głosować. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś inny niż Tusk mógł jednoosobowo wygrać dla tego ugrupowania wybory tak, jak zrobił to szef rządu w 2011 roku. Zresztą wystarczy, że jakiś czas nie ma go w telewizji, żeby notowania PO spadły.

SIEROTY Z PIS

Jest też PiS, który nie ukrywa radości, że Donald Tusk w końcu przestanie być premierem i uda się na emigrację, by więcej Polsce nie szkodzić. „A bierzcie go do tej Rady, żeby go tu tylko nie było” - mówił wyraźnie zadowolony Jarosław Kaczyński. Ale i on jeszcze za Tuskiem zatęskni. Podobnie jak dla PO sensem istnienia jest walka z Kaczyńskim, tak racją bytu PiS jest walka z Tuskiem. Ten spersonalizowany konflikt polityczny sprawia, że od 2005 roku obie formacje podzieliły między siebie scenę polityczną.

Jedynym pomysłem na uprawianie przez Prawo i Sprawiedliwość polityki jest totalna negacja działalności premiera. Nie trzeba specjalnej przenikliwości i daru profetycznego, żeby przewidzieć, jak Kaczyński i jego pretorianie skomentują kolejne problemy Polski. „To wina Tuska!” - powtarzając jak mantrę. Nikt tak nie potrafi rozpalić wyobraźni polityków PiS i jego wyborców jak właśnie znienawidzony Tusk. Nikt tak nie potrafi zmobilizować elektoratu partii Kaczyńskiego jak szef PO.

Co zrobi PiS, kiedy w Polsce zabraknie Tuska, który stał się dla tej partii uosobieniem wszystkich wynaturzeń III RP? Kogo biedacy wezmą na celownik? Ewę Kopacz, która jest przymierzana do roli premiera? To niezbyt malownicza postać i jedyne, czym PiS mógłby w nią uderzyć, to oskarżenia o podmienianie ciał w Smoleńsku. A może Tomasz Siemoniak, który też jest na giełdzie nazwisk? Cóż, to sprawny urzędnik, ale żaden z niego polityk. Przed PR-owcami PiS więc nie lada wyzwanie i raczej nie wróżę im sukcesu w znalezieniu godnego przeciwnika dla prezesa.

GDZIE SKOŃCZY POPiS?

Od momentu wyłonienia się układu PO-PiS i zabetonowania sceny politycznej przez te formacje, uznawano, że jedynym sposobem, żeby ten monopol przełamać, jest odejście z polityki jednego z liderów sporu – Kaczyńskiego lub Tuska. Być może więc objęcie przez premiera funkcji szefa Rady Europejskiej będzie szansą na wyjście z zaklętego kręgu POPiS-owej wojny i całkowite przeoranie krajobrazu politycznego w Polsce? W miejsce sierot po Tusku, mogą przyjść inne siły, które wreszcie wyciągną nas z jałowego konfliktu „zdrajców” z PO i „oszołomów” z PiS. Ożywczy powiew nowości jeszcze nigdy nie był tak polskiej polityce potrzebny.

Ale może być też tak, że Tusk wykręci wszystkim numer i jednak nie zostanie prezydentem Unii Europejskiej. Wtedy wszystko zostanie po staremu.