Tomasz Walczak

i

Autor: super express

Tomasz Walczak: Rosja gotowa umrzeć za Ukrainę, Zachód ofiary z siebie nie zrobi

2013-12-05 16:45

Przyglądając się przekazowi na temat ukraińskiej rewolucji, jaki od kilku dni dominuje w państwowych mediach rosyjskich, można odnieść wrażenie, że obecna w nim histeria wynika z faktu, że Kijów już porzucił sojusz z Moskwą na rzecz integracji z Brukselą. Pamiętając, że to, co publikują oficjalne media jest nieoficjalnym stanowiskiem Kremla, widać, że Putin traktuje utratę Ukrainy jako realny scenariusz. A skoro tak, będzie robił wszystko, żeby tak się nie stało. Zachód Ukraińców przed Moskwą bronić nie będzie.

Dla Rosji Ukraina jest nie tylko strategicznym geopolitycznie krajem, który gwarantuje jej  poczucie równowagi w Europie. W rosyjskiej historiografii ukraińskie ziemie to średniowieczna Ruś Kijowska, w której Rosjanie szukają swoich korzeni. Trudno więc im uniknąć do nich emocjonalnego stosunku. Nic, że już od 22 lat Ukraina to niepodległe państwo. Póki jest w sferze wpływów Moskwy może być sobie niepodległa, ale te wpływy dają poczucie łączności z rosyjską ojcowizną. Jeśli nagle pójdzie w stronę Brukseli, Rosja nawet tego poczucia nie będzie miała.

Wie to Władimir Putin, wie to, cała jego ekipa. Wiedzą oni, że dla wielu Rosjan karmionych od dzieciństwa nostalgią za Rusią Kijowską, nie zniesie tej potwarzy. Utrata wpływu na sytuację na Ukrainie byłaby największą możliwą porażką dla rozbuchanej rosyjskiej dumy. Miałaby też swoje konsekwencje polityczne, bo przecież jak to? Putin taki gigant, rozgrywa Zachód jak chce, a tu nagle daje mu odebrać sobie Ukrainę? Zgroza. Dlatego Kreml zrobi wszystko, żeby Ukrainę utrzymać przy sobie. Szantaż dyplomatyczny jest jego najskuteczniejszą bronią.

Stara Europa od dawna nie interesuje się sytuacją w Europie Wschodniej. Gotowa jest uznać status quo i granicę wpływów na Bugu. Na Zachodzie umieją liczyć pieniądze i wiedzą, ile ich konflikt z Rosją będzie kosztował. Stany Zjednoczone, które powinny, jak to mają w zwyczaju, odgrywać rolę ostatniego sprawiedliwego, też nie kwapią się, żeby stanąć po stronie prozachodnio nastawionych Ukraińców.

Jak wiadomo, Barack Obama szuka z Moskwą raczej porozumienia. Najwidoczniej także dla niego podział wpływów w Europie jest nienaruszalny. Tym bardziej, że ma swoje priorytety na Bliskim Wschodzie, gdzie potrzebuje zgody z Rosją. Kwestia programu atomowego Iranu czy sytuacja w Syrii bez zielonego światła z Moskwy są nie do rozwiązania. Kiedy Obama ma więc do wyboru – zaangażować się w niepotrzebną mu rewolucję na Ukrainie za cenę wściekłości Moskwy, albo próbować rozbroić z nią bombę na Bliskim Wschodzie, wybierze to drugie.

A Ukraińcy? Jak zwykle zostają z Rosją sam na sam. Wynik tego starcia jest dość łatwy do przewidzenia.