Amerykanie i NATO od kilkunastu dni ostrzegają, że Rosja pod przykrywką pomocy humanitarnej chce zainstalować na wschodzie Ukrainy regularne jednostki swojej armii. Zachód konsekwentnie ostrzega Putina przed następstwami takiej akcji. Nie zważając na to w piątek miało dojść do próby przekroczenia granicy przez rosyjski konwój w asyście armii, co w ostatniej chwili zostało powstrzymane kanałami dyplomatycznymi. W sprawę zaangażował się John Kerry i przemówił do rozsądku Siergiejowi Ławrowowi. Rosjanie wszystkiemu zaprzeczają, choć Amerykanie mają zdjęcia satelitarne, które dowodzą, że kolumna parła w stronę granicy z Ukrainą.
Mimo to, wczoraj Rosja ogłosiła, że z Moskwy ruszył kolejny konwój z pomocą, który na Ukrainę ma dotrzeć za 2-3 dni. Rosja zapewnia, że zorganizowano go we współpracy z Czerwonym Krzyżem, choć ten nic na ten temat nie wie. Znów pojawiła się groźba pogłębienia i tak już ostrego konfliktu zbrojnego w Donbasie. Czy tak się stanie?
Ukraińscy analitycy spodziewają się, że do najazdu na ich kraj może dojść w połowie sierpnia. Przewidują, że do tego czasu ukraińska armia ma szansę zmienić sytuację na swoją korzyść, co byłoby ogromnym ciosem propagandowym dla Putina. Aby temu zapobiec może spróbować ucieczki do przodu i udaremnić sukces Ukraińców. Faktycznie desperacja rosyjskiego przywódcy może być ważnym czynnikiem pchającym go do regularnej wojny.
Na razie kwestię konwojów, które miałyby być do niej wstępem należy raczej traktować jako test na determinację Zachodu. Putin robi rozpoznanie, czego może się spodziewać w razie inwazji. Wie doskonale, że NATO nie wyśle do walki z rosyjską nawałą swoich wojsk, ale spodziewa się jeszcze mocniejszych sankcji wobec Rosji. Uważnie nasłuchuje, co mu grozi. Wie też, że Zachód, a szczególnie Stany Zjednoczone mogą wysłać Ukraińcom sprzęt wojskowy do walki z najazdem Kremla. Sami Ukraińcy zapewne dali dziś Putinowi do myślenia, zapowiadając, że w razie wejścia jego armii na Ukrainę wyłączą swoje gazociągi, które zaopatrują sporą część Europy w gaz. To solidny argument, ponieważ właśnie przez Ukrainę płynie większość rosyjskiego surowca i nawet Nord Stream czy sieci białoruskie nie zrównoważą braków z tego kierunku. Straty finansowe będą ogromne.
Wysiłki humanitarne Putina należy też traktować jako czynnik polityki wewnętrznej. Nagłośnione w państwowych mediach miłosierdzie Rosji dla cierpiących Ukraińców (choć nikt oczywiście nie mówi, że z powodu Rosji) ma pokazać dobre chęci Putina, ostatniego sprawiedliwego w tym konflikcie. Nawet jeśli konwój nie przekroczy granicy, Kreml będzie mógł mówić, że chcieliśmy dobrze, ale niewdzięczny rząd w Kijowie odrzucił naszą pomoc i tym samym chce zagłodzić swoich obywateli na wschodzie kraju, którzy, co nieustannie się w Rosji przypomina, masowo mają wspierać wysiłki Rosji. Na moment może to odwrócić uwagę od kolejnych porażek separatystów.
Na razie nie musi być więc wcale groźnie, ale dynamika sytuacji i coraz gorszy obrót spraw dla Putina może w końcu przesądzić o tym, że przestanie bawić się w subtelności. Groźba rosyjskiej inwazji na Ukrainę wydaje się w ostatnich dniach bardziej realna niż kiedykolwiek wcześniej w czasie tego konfliktu. A Putin może być gotowy wiele za nią zapłacić.
Tomasz Walczak: Putin testuje Zachód
2014-08-12
18:30
Od kilku dni trwa zamieszanie wokół rosyjskiej pomocy humanitarnej dla wschodniej Ukrainy. Władimir Putin uparcie próbuje zrobić Ukraińcom dobrze, ale Zachód ostrzega, że narzuconą pomoc humanitarną uzna za interwencję zbrojną.