Tomasz Walczak

i

Autor: super express

Tomasz Walczak: Putin - piroman, który udaje strażaka

2014-03-01 17:40

Wyższa izba rosyjskiego parlamentu czyli Rada Federacji, przychyliła się do prośby Władimira Putina, by wprowadzić na Ukrainę swoje wojska celem, jak to ujęto, "normalizacji sytuacji społeczno-politycznej w tym kraju". W sprawie Krymu Rosja zachowuje się jednak jak strażak-piroman, który najpierw podkłada ogień, by potem gasić.

Jeśli ktoś bowiem odpowiada za podgrzewanie nastrojów w tym regionie Ukrainy, to wyłącznie Rosja. To ona wysłała na ulice krymskim miast żołnierzy, którzy przejmują kolejne obiekty strategiczne, to ona atakuje ukraińskie posterunki. To wreszcie ona inspiruje protestujących na Krymie do żądania odłączenia się od Ukrainy. To także Rosja odrzuca rozmowy z rządem w Kijowie w sprawie układu budapesztańskiego, który podpisała, a w którym była jednym z gwarantów integralności terytorialnej Ukrainy w zamian za rozbrojenie nuklearne tej byłej republiki radzieckiej.

Obecnie scenariusz wydarzeń coraz bardziej zresztą przypomina trochę mało odkrywczy sequel wojny w Gruzji w 2008 roku, w czasie której Kreml odłączył od tego państwa Abchazję i Osetię z myślą o chronieniu tamtejszej ludności, której wcześniej przez lata rozdawano paszporty rosyjskie. Tym razem retoryka jest podobna i słabo udaje się Kremlowi ukryć swoje intencje. Rosja już zapowiedziała wydawanie paszportów mieszkańcom Krymu, co powtórkę z rozrywki w zasadzie gwarantuje.

Czy Putin zatrzyma się zanim przekroczy linię, za którą nie będzie już powrotu? Aby go do tego zmusić czasu pozostaje niewiele. Zadośćuczynienie przez Radę Federacji prezydenckiej prośbie o interwencję  daje Putinowi dwa dni na podpisanie decyzji. Dopiero podpis wprowadzi ją w życie. Do tego czasu Zachód musi zrobić wszystko, by Putina od tego jednak odwieść. Jeśli w piątek w czasie swojego briefingu Obama nie rzucał słów na wiatr, powinien teraz sięgnąć po środki przymusu, które do pionu dostawiłyby rozbisurmanionego rosyjskiego prezydenta. Trzeba skończyć z wyrażaniem zaniepokojenia przez społeczność międzynarodową i w końcu przejść do słów do czynów.

Putin nie rozumie bowiem subtelności języka dyplomatycznego i tylko pokaz siły jest w stanie zmusić go do opamiętania. Jeśli to nie nastąpi, to kiedy już rosyjska armia zamelduje się w innych regionach Krymu niż tylko Sewastopol, w którym obecnie stacjonuje Flota Czarnomorska, to prędko go nie opuści. Być może przez lata nie będzie można z tym nic zrobić. Co gorsze, powodzenia operacji krymskiej może rozochocić Putina i ośmieli go do interwencji we wschodniej Ukrainie.

Już dziś zbrojne grupy hulają po Charkowie i Doniecku i rosyjscy politycy coraz głośniej mówią, że mieszkająca również w tym regionie ludność rosyjska jest zagrożona falą faszyzmu z Kijowa. Dziś Krym, jutro Donbas? Jeżeli Zachód nie tupnie nogą, nie jest to wykluczone. Kreml stracił już resztki geopolitycznego zdrowego rozsądku i trzeba go w końcu zapiąć w kaftan bezpieczeństwa, żeby nie stwarzał zagrożenia dla siebie, a przede wszystkim dla otoczenia.