Tomasz Walczak

i

Autor: super express

Tomasz Walczak: Przynoszę wam dobrobyt

2013-02-15 3:00

Premier Donald Tusk desperacko potrzebował sukcesu. I w końcu się go doczekał. Walczył jak lew i jak na politycznego drapieżnika przystało udało mu się wyszarpać z budżetu unijnego imponujące 106 mld euro, czyli ok. 500 mld zł, czyli, jak skrzętnie wyliczył minister ds. europejskich, Piotr Serafin, 1800 euro na jednego Polaka. Takie sumy będą dostępne do wykorzystania do 2020 roku i będzie to nawet trochę więcej niż w ostatniej perspektywie budżetowej. Wszyscy wiemy, jak dotychczas unijne fundusze zmieniły nasz kraj na lepsze, więc cieszę się z premierem.

A skoro premier Tusk ma już swój upragniony sukces, to jako rasowy polityk sukces ten zamierza zdyskontować. Znów w Polskę ruszy słynny tuskobus i szef rządu będzie się zatrzymywał to tu, to tam i mówił, jak jest dobrze i jak będzie jeszcze lepiej.

Dzięki niemu - premierowi, oczywiście - jego heroicznej postawie na europejskich salonach i unijnej kasie. Zapyta zwykłych Polaków, szczególnie tych z tzw. Polski B, co im się marzy i co by tu jeszcze zbudować. Wszystko w glorii dobrego wujka z workiem pieniędzy, który spełni każdą zachciankę. I tu cieszę się mniej.

Nie chodzi nawet o ten tani PR, który dawno stracił swój połysk. Dużo bardziej martwi mnie to, że unijne miliardy to jedyna odpowiedź premiera i rządu na klasyczne już pytanie: "Jak żyć?". Bo wiadomo, że uruchomienie przez Brukselę strumienia funduszy znów zbuduje nasz mały cud gospodarczy, którym do niedawna tak chwalił się rząd.

Bezrobocie na nienotowanym od dawna poziomie? To proste! Zaczniemy znowu budować i bezrobocie spadnie. Zwijająca się gospodarka? Pójdą zamówienia publiczne, to firmy znów złapią oddech. I tak, na siedem lat znów mamy spokój.

O to, co będzie dalej, martwią się tylko nieliczni eksperci. Polityka ma to do siebie, że długofalowe planowanie po prostu nie mieści się w jej ramach. Póki jest co wydawać, trzeba to robić. Zabraknie funduszy? Pomyślę o tym jutro - za filmową Scarlett O'Harą powtórzy premier.

A przecież nawet on musi zdawać sobie sprawę, że to już ostatnie tak duże pieniądze, którymi zasypie nas Unia Europejska. Potem będą inni, nowi członkowie Wspólnoty, którym trzeba będzie pomóc, a i my będziemy coraz więcej do wspólnego budżetu wkładać, a mniej wyjmować. No i w końcu musimy liczyć się z tym, że z każdym rokiem stajemy się coraz mniej konkurencyjni jeśli chodzi o inwestycje zagraniczne.

A co zostaje z naszej gospodarki bez unijnych pieniędzy i inwestycji zagranicznych? Niewydolność i przestarzałość. Więc kiedy już premier przywiezie państwu dobrobyt, zapytajcie go, drodzy państwo, co potem? Zaręczam, że na to pytanie nie zna odpowiedzi.