Wydaje się, że podobny los może spotkać wersję łódzkiej prokuratury, która wyraźnie postawiła na ambicjonalną rywalizację ze śledczymi z Warszawy i triumfalnie ogłosiła rok temu, że to nie mafijne zlecenie, ale zwykły wypadek przy kradzieży samochodu pozbawił Papałę życia. W tej wersji również więcej jest znaków zapytania niż faktów. Materiał dowodowy jest nadzwyczaj wątły i w zasadzie opiera się tylko na zeznaniu jednego, niekoniecznie wiarygodnego człowieka.
Sprawa Papały to kolejny dowód, że ze światem przestępczym lat 90. nasze organa ścigania mają jakiś problem. Zagadka śmierci Papały pewnie już nigdy nie zostanie w pełni wyjaśniona, a do tego tzw. mafia pruszkowska, która zawładnęła wyobraźnią opinii publicznej w pierwszej dekadzie III RP, we wrześniu ubiegłego roku przy wydatnym udziale prokuratury została w większości uniewinniona.
Śledczym nie udało się nawet udowodnić, wydawałoby się oczywistego faktu, że "Słowik", i Zygmunt R. ps. Bolo byli ojcami chrzestnymi "Pruszkowa". A jaką rolę odgrywali w światku przestępczym, było tajemnicą poliszynela. Dwie kompromitujące porażki w dwóch tak ważnych i bulwersujących sprawach w tak krótkim czasie to o wiele za dużo. Ktoś w końcu powinien tę amatorszczyznę ukrócić. Nawet poniewczasie.