Wbrew temu, co piszą obrońcy białej legendy generała, odpowiedź brzmi oczywiście: nie. Podnoszą oni, że odegrał pozytywną rolę w procesie transformacji ustrojowej, był architektem okrągłego stołu, pierwszym prezydentem wolnej Polski i jako taki podpisywał ustawy wolnorynkowe. Jasne, to on uruchomił proces przemian, ale raczej nie robił tego dlatego, że nagle odkrył w sobie demokratę. Chciał podzielić się odpowiedzialnością za katastrofalną sytuację polskiej gospodarki, by u władzy trwać dalej. Generał nie docenił jednego - nienawiści ludzi do władzy ludowej. A nawet jeśli dostał nagłego olśnienia, zmienił swoje poglądy i ukochał wolność, to ten jeden moment jego biografii nie anuluje całej drogi życiowej, którą obrał gdzieś na zesłaniu w Związku Radzieckim, a którą kontynuował, walcząc z antykomunistycznym podziemiem, odpowiadając za antysemickie czystki w wojsku, nadzorując masakrę robotników na Wybrzeżu w grudniu '70 czy wprowadzając stan wojenny, by zachować personalną władzę nad PRL.
Zobacz: Aleksander Kwaśniewski to dzieciobójca?
Tym bardziej jego domniemana rola luminarza demokracji w 1989 roku nie unieważnia tych czynów ze względu na to, że dyskusja o miejscu pochówku dotyczy kwestii polskiej tożsamości historycznej. Tożsamości, która operuje jedynie kolorem czarnym i białym. Nie ma w niej odcieni szarości. Nie ma subtelności. Nie ma miejsca na rozważanie, czy w swoim politycznym życiu ten jeden raz generał zachował się przyzwoicie. Są tylko jednoznaczni bohaterowie i równie jednoznaczni zdrajcy. Są jaskrawe oceny moralne. A moralnie gen. Jaruzelskiego nie da się ocenić pozytywnie. Moralnych ocen unika historia jako nauka, ale w tym sporze ona nie uczestniczy, bo ze swoim niuansowaniem procesów dziejowych nie odpowie na pytanie, czy Jaruzelski powinien spocząć na Powązkach, czy też nie. Tej subtelności obrońcy generała, zdaje się, nie rozumieją.
PS Uprzedzając krytykę, spieszę donieść, że autor nie jest prawicowcem, ale zwolennikiem lewicy.
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Super Expressu na e-mail