Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Polsce przydałoby się więcej równie silnych związków jak te górnicze

2015-01-13 16:57

Mamy w Polsce kuriozalną sytuację, w której pracownicy utożsamiają się z interesami pracodawców. Lata wmawiania ludziom, że walka o swoje na rynku pracy równoznaczna jest z działaniem antypaństwowym, sprawiły, że nie ma w Polakach poczucia, iż warto upominać się o swoje prawa. Ci, którzy to robią, odsądzani są od czci i wiary, co najlepiej widać po reakcjach na trwające górnicze protesty. A gdyby wszystkie branże miały tak prężną reprezentację związkową jak górnicy, rynek pracy nie byłby tak patologiczny.

Przyjęło się, że kolejne ekipy rządowe i elity opiniotwórcze sympatyzują z pracodawcami, wyznając dogmat o ich sile sprawczej w gospodarce. Wielu do dziś wierzy, że jak się zrobi dobrze przedsiębiorcom, wszystkie problemy gospodarcze i społeczne znikną jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. Efekt tego taki, że na rynku pracy trwa postępująca deregulacja, która zaburzyła równowagę w relacjach pracodawca-pracownik na niekorzyść tych drugich. Zatrudnieni zawsze są w tym duecie słabszą siłą, ale kiedy ma się przeciwko siebie polityków, liderów opinii i pracodawców z góry jest się siłą przegraną. Jedyną formą obrony w takiej sytuacji jest działalność związkowa.

Można się z górniczymi związkami nie zgadzać, można odmawiać im racji ekonomicznych, można zarzucać prywatę. Nie można odmówić im jednak jednego – determinacji w walce o swoje i znakomitej organizacji. Dzięki temu rząd, który jest faktycznym zarządcą kopalń, musi się liczyć z ich zdaniem i nie może uprawiać w górnictwie widzimisię. Co innego w nieuzwiązkowionych branżach, które są w rękach prywatnych. Tam za próbę działalności związkowej człowiek naraża się  na zwolnienie. Ba! Wystarczy, że zaczyna walczyć o swoje, już jest do odstrzału. Nie dziwota, że Polacy są tak źle opłacani, a ich praca jest tak śmieciowa. Kiedy nikt nie walczy o ich interesy, pracodawcy nie muszą się z niczym liczyć i mają na względzie jedynie swoją korzyść. Ta zakłada cięcie kosztów w postaci obniżek pensji i pozbyciu się wszelkich zobowiązań wobec pracownika, do czego służą umowy śmieciowe. Zamiast więc obrażać się na prężne związki, lepiej popierać ich powstawanie i funkcjonowanie. W swoim dobrze pojętym interesie.