Tomasz Walczak: Polaku, wolne dni są przereklamowane

2014-10-10 23:39

Posłowie Platformy znów chcą zrobić dobrze pracownikom i proponują zmiany zmiany przepisów, które umożliwiałyby pracę dłużej niż pięć dni w tygodniu, żeby mogli sobie więcej zarobić. Jak to jednak z tego typu pomysłami bywa, prędzej pracownik na tym straci, niż zyska.

Idea jest bardzo szczytna – jeśli pracownik życzy sobie, żeby spędzać w pracy więcej niż ustawowe 5 dni, to niech sobie spędza i dodatkowo na tym zarabia, a nie jak do tej pory, obiera te dni. Wszystko to bardzo szlachetne i skrojone pod chętnych, ale doświadczenie uczy, że na polskim rynku pracy dowolność zbyt często zmienia się w przymus.

Entuzjaści pomysłu, czyli głównie przedstawiciele pracodawców, pomysł oczywiście chwalą. Widzą to tak, że ochotnicy będą pracować więcej i tym samym do ich kieszeni trafi więcej pieniędzy. Pozostali pracownicy, jeśli zechcą, zostaną przy dotychczasowym pięciodniowym tygodniu pracy. Super, w końcu żyjemy w wolnym kraju i jak ktoś ma ochotę zaharowywać się na śmierć, to przecież nikt mu nie może tego bronić. Firma zyskuje robota z niewyczerpanymi bateriami, a ten robot ma więcej w kieszeni.

Problem polega jednak na tym, że przesiąknięty patologią polski rynek pracy skrojony pod pracodawców szybko sprawi, iż pracownik, aby utrzymać się w firmie, będzie zmuszony do maksymalnego przewidzianego prawem czasu pracy. W końcu na miejsce krnąbrnego i – w oczach tzw. chlebodawcy – leniwego pracownika zawsze znajdzie się chętny, żeby pracować więcej i więcej. Trochę jest tak z umowami śmieciowymi. Pracodawcy przekonują, że nie można ich ograniczać, bo ludzie chcą otrzymywać więcej pieniędzy do ręki, a nie przeznaczać część wynagrodzenia na takie fanaberie jak NFZ czy składkę emerytalną. Jednak większość z tych, którzy dziś tyrają na umowach śmieciowych wolałaby stabilność, którą niesie tradycyjny etat, a nie elastyczność śmieciówki, która nie daje żadnego poczucia bezpieczeństwa. Co więcej, wielu pracowników ma dziś problemy, żeby wyegzekwować zapłatę za przepracowane nadgodziny. Już widzę, jak wszyscy ci pracodawcy, którzy migają się od płacenia za siedzenie po godzinach, ochoczo będą wynagradzać za szósty dzień tygodnia pracy.

Zamiast więc wprowadzać kolejne rozwiązanie korzystne dla pracodawców, może tak posłowie zajęliby się wreszcie rozwiązaniami propracowniczymi. Problemów jest mnóstwo i czas najwyższy zacząć je rozwiązywać, by na rynku pracy przywrócić równowagę między pracobiorcami i pracodawcami. Tym bardziej, że kiedy cały nowoczesny świat i skłania się ku zmniejszaniu ilości godzin pracy, my chcemy zmierzać w zupełnie przeciwnym kierunku. Brawo!