Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: PO w swobodnym dryfie ku politycznej mieliźnie

2015-06-18 23:31

Chyba nie tak to sobie Ewa Kopacz wyobrażała. Rekonstrukcja rządu miała być ucieczką do przodu, porzuceniem balastu w postaci nagranych na taśmy kelnerów polityków PO, odrzuceniem gęby cwaniaczków i aferzystów, która nie wiedzieć czemu, przylgnęła do tej partii. Ucieczka zakończyła się jednak złapaniem we własne, dobrze znane sidła.

Zaczęło się od ministra Mariana Zembali, który zastąpił nieudolnego Bartosza Arłukowicza w roli ministra zdrowia. Ledwie zdążył się wprowadzić do gmachu resortu, a już podpadł zapowiedzią przywrócenia tzw. podatku Religi, czyli obciążenia kierowców kosztami leczenia po wypadkach. Podatek zniósł Donald Tusk, żeby pokazać jak to walczy z nadmiernym opodatkowaniem Polaków. Oczywiście, pomysł powrotu do tego „podatku” opłacanego w OC jest słuszny z wielu powodów, ale nie wychodzi się z taką inicjatywą w momencie walki PO o przetrwanie. Na nieszczęście dla Platformy, nikt tego prof. Zembali – kardiochirurgowi, a nie zawodowemu politykowi – nie powiedział.

Ale to i tak nic, w porównaniu z tym, co wydarzyło się dalej. Według ustaleń „Gazety Wyborczej” żegnający się z resortem skarbu Włodzimierz Karpiński, tuż przed swoim odwołaniem zdążył jeszcze powołać do rady nadzorczej Agencji Rozwoju Przemysłu swoją rzeczniczkę prasową i dyrektorkę kadr TVP. To bez wątpienia pański gest ze strony pana Karpińskiego, ale jednocześnie nie ma chyba lepszego dowodu na to, że w trwaniu przy władzy PO nie chodzi już o nic innego jak ordynarne dojenie państwa. Były minister skarbu pokazał, że skrupułów przy tym nikt nie będzie miał. Oczywiście, nie pierwszy on i nie ostatni, który coś takiego robi, ale dla pikującej w sondażach partii to jak pocałunek śmierci. Ewa Kopacz taką bezczelność powinna przykładnie ukarać, ale nic już raczej fatalnego wrażenia, wywołanego przez rozpasanie rządzących (chyba za długo) polityków nie zatrze.

No i na koniec wracamy do prof. Zembali, który nie zwalnia tempa. W reakcji na strajk zdesperowanych pielęgniarek ze szpitala w Wyszkowie stwierdził, że w jego placówce „jeżeli ktokolwiek z pracowników podjąłby strajk, na drugi dzień, będzie przeze mnie, dyrektora, zwolniony”. Demokracja, demokracją, ale, zdaniem pana ministra, chory nie może być ofiarą manipulacji. Pełna zgoda, ale pacjent w obecnym systemie, w którym opiekują się nim źle opłacane i sfrustrowane pielęgniarki na co dzień dostaje znacznie gorszą opiekę, niż w czasie strajku białego personelu. Niepokoi też fakt, że konstytucyjny minister za nic ma zapisy konstytucji, która gwarantuje prawo do strajku. Na siłę można starać zrozumieć intencje ministra Zembali, ale w kraju, w którym jakiekolwiek upominanie się o swoje prawa przez pracowników jest karane przez pracodawców, przykład idący z samej góry brzmi wyjątkowo złowieszczo.

Sporo wpadek i skandali jak na trzy dni po powołaniu nowego rządu. Wszystkich ich można było uniknąć i sprawny lider partyjny mógłby sobie z tym poradzić. Problem polega jednak na tym, że statek zwany PO, wpadł w swobodny dryf. Nikt już nad nią nie panuje i płynie sobie niesiona prądem wydarzeń prosto na polityczną mieliznę. Niestety dla Ewy Kopacz po raz kolejny potwierdza się, że lider, który nie zaprawił się w partyjnych bojach i nie wyrobił sobie w nich autorytetu wśród działaczy, skazany jest na niekończące się błędy swoje i niezdyscyplinowanego aktywu.