Dziwny to sojusz, bo nie oparty na wspólnocie interesów politycznych, ale na kalkulacji ekonomicznej. My kupujemy amerykański gaz i sprzęt wojskowy, a USA w zamian za to wzmacnia obecność wojskową w Polsce. Można się zżymać, że kupujemy przyjaźń ze Stanami, ale tak dziś wygląda polityka Trumpa – faceta, który nie rozumie złożoności świata, bo główną jego troską jest rachunek ekonomiczny. Trzeba PiS oddać, że umiał się w tej nowej sytuacji odnaleźć i znalazł klucz do serca Trumpa. Zamiast odwoływać się do wyższych racji, takich jak wspólne bezpieczeństwo i wizja świata, wyciąga worki z dolarami i śle je do USA, zdobywając tym przychylność amerykańskiej administracji dla naszych interesów.
Kto czytał książkę wybitnego amerykańskiego dziennikarza Boba Woodwarda o kulisach rządów Trumpa, wie doskonale, że jest w stanie wymyślić sobie wycofanie wojsk z kluczowych dla interesów USA miejsc, takich jak Korea Południowa czy Afganistan, bo to za dużo kosztuje, więc się nie opłaca. Nie trafiają do niego argumenty, że z punktu widzenia bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych obecność w tych krajach jest kluczowa, bo jak w przypadku Korei idzie za tym cały pakiet wywiadowczy i odpowiednio wczesne ostrzeżenia przed ewentualnym atakiem nieprzewidywalnego Kima. PiS to zrozumiał i może się chwalić konkretnymi osiągnięciami w kwestii bezpieczeństwa.
Druga strona medalu jest taka, że USA zazdrośnie strzeże interesów swoich firm w Polsce i potrafi zakulisowo interweniować, jeśli rząd próbuje ich działalność jakoś uregulować lub nie bierze ich pod uwagę w swoich planach. Do legendy przeszły już protesty w sprawie leków refundowanych ambasador Mosbacher, których lista, nieuwzględniająca w sposób należyty interesów amerykańskich koncernów, została przez nią oprotestowana. Kiedy rząd będzie chciał wprowadzać podatek cyfrowy, który uderzy w amerykańskich gigantów internetowych, na pewno siedzieć cicho nie będzie.
Wszystko to pokazuje, że jeszcze chyba nigdy relacje polsko-amerykańskie nie były tak dobrym potwierdzeniem słynnego stwierdzenia arcycynika waszyngtońskiej polityki, Henry’ego Kissingera, że Ameryka nie ma wiecznych przyjaciół i wrogów. Ameryka ma wieczne interesy.