Tomasz Walczak: PiS nie daje szans, by traktować go poważnie

2014-09-07 17:18

Odkąd PiS zaczął szybować w sondażach i zarysowała się przed nim realna perspektywa wygrania przyszłorocznych wyborów parlamentarnych oraz przejęcia rządów, zacząłem z uwagą wsłuchiwać się w głos tej partii i poważnie go traktować. Jak jednak poważnie traktować PiS, kiedy opowiada różnie przedziwne historie, ostatnio o polityce międzynarodowej?

BAJKI O UNII

Zaczęło się od wybrania Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej. Pomijam już rozchwianie narracji PiS w tej sprawie. Po kilku próbach odnalezienia się w nowej sytuacji, zapadła decyzja, że partia Jarosława Kaczyńskiego będzie przede wszystkim rozliczać Tuska z tego, co z robi dla Polski. Już zapowiedział, że oczekuje od niego zrównania dopłat bezpośrednich dla polskich rolników z tymi, które otrzymują ci z zachodniej Europy, załatwienia taniego gazu czy obalenia pakietu klimatycznego. Jeśli z tego się nie wywiąże, wtedy należy uznać Tuska za zdrajcę interesów narodowych.

Nie wiem, czy w PiS wiedzą, że szef Rady Europejskiej niczego takiego załatwić nie może, bo nie ma takich kompetencji. Mam nadzieję, że jednak jako partia aspirująca do władzy, mają choćby mgliste o tym pojęcie. Zresztą to by było może jeszcze nie najgorsze, bo wiedzę zawsze można uzupełnić. Wygląda na to, że PiS po prostu oszukuje wyborców, stawiając oponentom warunki nie do spełnienia i obiecując, że oni by to załatwili. Jakby jednak nie było, sporo w tym wszystkim nonszalancji i ignorancji dla unijnej polityki.

BAJKI O NATO

W miniony weekend z kolei politycy PiS dali popis zrozumienia sytuacji międzynarodowej w kontekście szczytu NATO w Newport. Są, co było do przewidzenia, rozczarowani jego postanowieniami. Oczekiwali baz NATO w Polsce i wypowiedzenia umowy z Rosją, która tworzenie tych baz blokuje. Twierdzą, że to się dało załatwić i tylko nieudolność prezydenta Komorowskiego i delegacji, która mu towarzyszyła, sprawiła, że to się nie udało. Ba! W PiS w ogóle nie winią NATO i poszczególnym krajów członkowskich, które przeciw takim rozwiązaniom oponowały. Wszystko wina Komorowskiego.

To, oczywiście, kolejne nadużycie. Bo nie trzeba szczególnej przenikliwości, żeby dostrzec, że Zachód unika jak ognia wszelkich działań, które uznane zostałyby na Kremlu za prowokację. A taką prowokacją rozmieszczenie natowskich baz w Polsce czy krajach bałtyckich by było – twierdzą liderzy najważniejszych krajów Sojuszu. I nawet twarde stanowisko Polski nic nie zdziała, jeśli Zachód będzie się kolektywnie upierał przy swoim. Rozumiem jednak, że PiS jakby tam był, to by wszystko załatwił. Ba! Już dziś żołnierze NATO staliby na przedpolach Moskwy i wywierali presję na Putina.

Jasne, że to, co ustalono w Newport nie jest dla nas szczytem marzeń. Trochę inaczej widzimy nasze bezpieczeństwo. W obecnej sytuacji i przy takich a nie innych nastrojach wśród krajów NATO, należy jednak uznać, że coś się na naszą korzyść zmieniło. Dla Sojuszu Rosja nie jest już partnerem w budowaniu europejskiego bezpieczeństwa. Jest dla niego zagrożeniem. Ta zmiana wcale nie była taka oczywista i należy uznać, że jest to jakiś sukces. Najważniejsze jest jednak to, że myślenie w NATO się zmienia. Że postępuje wolno? Zgoda, można się wściekać. Ale równie dobrze można sobie wyobrazić, że Sojusz sparaliżowany strachem przed Rosją wywiesza białą flagę i daje Putinowi wolną rękę do działania.

PiS widzi to jednak inaczej. Nieudolność polskich władz goni nieudolność. Nie od dziś jednak partia ta żyje w swoim świecie. Cóż, święte prawo opozycji.