Może nie rozumiem logiki skoku cywilizacyjnego, ale ten zapowiadany na torach wydaje mi się jakoś źle pomyślany. Już pomijam fakt, że tak się spieszono z zakupem tego cudu techniki, że źle przygotowano przetarg na jego zakup i Komisja Europejska cofnęła nam unijne dofinansowanie. Do interesu trzeba więc będzie dołożyć. Prawdziwy absurd czai się jednak gdzie indziej. Bo jak nazwać to, że PKP upiera się, aby sprowadzać do Polski pociągi znacznie przewyższające możliwości naszej infrastruktury kolejowej? Trudno mi sobie wyobrazić, gdzie ta włoska lukstorpeda ma jeździć, skoro nawet zwykłe pociągi na większości tras nie mogą rozwinąć pełnej prędkości. Czyż nie wygląda to trochę tak, jakby puścić nowiutkie Ferrari na rozjeżdżone traktorami polne drogi?
A i nazwa jakby do polskich warunków nieprzystosowana. Rzeczone „pendolino” to z włoska „wahadełko”. Skąd ta pieszczotliwa nazwa? Owo wahadło to główne rozwiązanie techniczne, które pozwala włoskim pociągom wchodzić w zakręty z pełną prędkością. U nas z oszczędności zrezygnowano z tej nowinki technicznej, więc np. na trasie z Warszawy do Gdańska nowy nabytek PKP będzie musiał często zwalniać ze względu na to, że droga jest kręta.
Trudno nie odnieść wrażenia, że fundujemy sobie finezyjną, ale niezbyt praktyczną błyskotkę, która lepiej będzie prezentować się w przyszłym Muzeum Chybionych Inwestycji niż na torach. Czy nie rozsądniej byłoby prawie 3 mld zł, które wyłożymy na 20 pociągów Pendolino, wydać na nowy tabor do zwykłych „pośpiechów”? Albo zanim weźmiemy się za Kolej Szybkich Prędkości (jak przekonują mnie eksperci potrzebną), nie lepiej najpierw przygotować tory, po których będzie ona mogła mknąć? Chyba rzeczywiście nie rozumiem logiki skoku cywilizacyjnego, bo ja tu prawię o ewolucji, a w PKP trwa gorączka rewolucyjna, w której nie mieszczą się stadia pośrednie. Lepiej od małpy od razu przejść do homo sapiens. Może nie będzie aż tak dobrze, ale przynajmniej będzie ładnie.
Tomasz Walczak: Pendolino – Ferrari na polnej drodze
2013-08-12
22:12
Wiele ostatnio w Polsce nowoczesności i fety z okazji rozwoju cywilizacyjnego. Niedawno świętowaliśmy przylot supersamolotów Dreamliner dla LOT-u, a teraz przyjazd superpociągu Pendolino dla PKP. Jak się skończyło z samolotami Boeinga, mniej więcej wiadomo – nieustanne awarie i niemoc narodowego przewoźnika, który od Amerykanów nie może doprosić się odszkodowania. Intuicja podpowiada, że odyseja Pendolino może skończyć się podobnie – piękną katastrofą.