Tomasz Walczak o programie „Wyższe płace”: PO szykuje nam bieda państwo

2018-12-16 16:05

Weekend minął pod znakiem politycznych mobilizacji dwóch największych partii. PiS przeprowadził swoją konwencję, w której obiecywał, że Polski z UE nie wyprowadzi i odpowie na rosnące aspiracje Polaków. W konkrety poszła za to Platforma, prezentując swój program „Wyższe płace”. Program, który woła o pomstę do nieba.

Tomasz Walczak

i

Autor: Piotr Grzybowski Tomasz Walczak

Politycy PO spróbowali połączyć dwa żywioły – ultraliberalny i prospołeczny. Kawa, co prawda, nie wyklucza herbaty, ale w propozycjach platformersów nic się nie klei. Z jednej strony Platforma wraca do swoich mrzonek o radykalnym zmniejszeniu podatków. Co prawda nie mówi już nic o podatkach liniowych, ale niewiele do tej starej idee fixe liberałów brakuje. Z drugiej chce przebić PiS w wysokości transferów pieniężnych, kierowanych do społeczeństwa. Jedno przeczy drugiemu.

Partia Grzegorza Schetyny chce bowiem zmniejszyć podatki dochodowe – zamiast obecnych dwóch stawek 18 i 32 proc., proponuje odpowiednio 10 i 24. Samo zmniejszanie stawek dla najbiedniejszych jest ze wszech miar słuszne. Nie może być bowiem tak, że system podatkowy bardziej obciąża tych o najniższych dochodach, będąc wielce szczodrym wobec najbogatszych.

Problem polega jednak na tym, że z tej propozycji PO skorzystają głównie najbogatsi. Dziś wyższą stawkę podatkową odprowadza ułamek procenta tych, którzy powinni. Państwo pozwala im bowiem skutecznie unikać płacenia wyższych podatków. Okazuje się więc, że jeśli chodzi o PIT, to mamy w Polsce podatki liniowe, skoro niemal wszyscy płacą tę niższą stawkę. Nie ważne, czy zarabiasz pensję minimalną, czy 10-12 tys. złotych – płacisz taki sam podatek. To nie tylko niesprawiedliwe społecznie, ale też zabójcze dla budżetu. Nie wpływa bowiem do niego tyle pieniędzy, ile mogłoby wpływać i ciężar utrzymania państwa de facto przechodzi na najbiedniejszych. Jest więc odwrotnie niż w cywilizowanych krajach Zachodu, gdzie podatki silnie uzależnione są od dochodów. Nawet w Stanach Zjednoczonych, które naszym liberałom jawią jak ziemia obiecana, funkcjonuje siedem (!) stawek podatkowych. Nie mówiąc już o bardziej prospołecznych krajach jak Niemcy, Belgia, Francja czy Skandynawia. Polska ze swoim de facto liniowym podatkiem to trzeci świat, a w najlepszym razie Rosja czy Bułgaria – czyli państwa, do których poziomu biedy zwykłych obywateli przecież nie aspirujemy.

Dramatyczne obniżenie podatku PIT, które proponuje Platforma, to znaczące uszczuplenie budżetu państwa, w którym już teraz wiecznie brakuje funduszy na służbę zdrowia, edukację czy pomoc społeczną. Pomysł totumfackich Schetyny to więc gotowy przepis na bieda państwo, które nie będzie w stanie zadbać nawet o podstawowe potrzeby obywateli, nie mówiąc już o ambitnej polityce wsparcia dla nich.

I tu objawia się cały absurd platformerskiego pakietu „Wyższe płace”. Oto Platforma przy ogromnym uszczupleniu wpływów budżetowych chce wprowadzać program wsparcia dla najsłabiej zarabiających i wypłacać im comiesięczne świadczenie w wysokości 500 zł. Wziąwszy pod uwagę, że pensja minimalna to najczęściej otrzymywane wynagrodzenie w Polsce, trzeba przeznaczyć grube miliardy złotych na wypłacanie tych dodatkowych pieniędzy. Miliardy, których już dziś w budżecie nie ma, a po ewentualnym wprowadzeniu niższego PIT nie będzie tym bardziej. Ale przecież Platforma chce też rozszerzać 500 plus, również o pierwsze dziecko. To dodatkowe wydatki do i tak już kosztownego programu. Przy obniżeniu podatków nawet w obecnej, ułomnej formie 500 plus będzie po prostu zagrożone.

Platforma chce więc zrobić coś, czego zrobić się nie da: dać wszystkim i nikomu nie zabrać. Cenę za te szalone pomysły zapłacą, oczywiście, najbiedniejsi. Na niskich podatkach niewiele skorzystają, ale utrata bezpłatnych usług publicznych i transferów pieniężnych to będzie dla nich zwykła katastrofa.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki