Weźmy widowiskowy przykład systemu podatkowego. Ministerstwo Finansów ogłosiło właśnie, że zamierza na stałe utrzymać podwyższone jeszcze za Platformy stawki VAT, za które tak bardzo PiS krytykował swoich poprzedników. Chcieli dobrze, wyszło jak zawsze. Pal licho, że Kaczyński i spółka nie zamierzają spełnić wyborczej obietnicy. Problem jest dużo poważniejszy: VAT to bowiem jedna z najbardziej niesprawiedliwych społecznie danin.
Ekonomiści powiedzieliby, że VAT to podatek degresywny, czyli, mówiąc po ludzku, taki, który bardziej uderza w biedniejszą część społeczeństwa niż w bogatą. Czemu tak się dzieje? VAT to podatek od towarów i usług, który wszyscy płacimy, robiąc jakiekolwiek zakupy czy idąc choćby do fryzjera lub kupując bilety komunikacji miejskiej. Ponieważ biedniejsi przeznaczają na konsumpcję znacznie większą część swojego dochodu niż bogaci, to właśnie mniej zamożni odczuwają go dużo bardziej. Utrzymując VAT na wyższym poziomie, PiS robi więc krzywdę tym, których podobno jest rzecznikiem. Zresztą nie tylko VAT-em, ale także innymi podatkami pośrednimi, które na potęgę wprowadza „dobra zmiana”.
To o tyle nienormalne, że w Polsce to właśnie podatki pośrednie stanowią główne źródło dochodów państwa. Czyli jest dokładnie odwrotnie niż w krajach zachodnich, gdzie budżet finansowany przede wszystkim jest z progresywnych podatków bezpośrednich – PIT i CIT – głównie z kieszeni osób bardziej zamożnych. I to jest właśnie sprawiedliwość społeczna, której w naszym kraju, wbrew zaklęciom premiera Morawieckiego, nadal mamy ogromny deficyt.