Tomasz Walczak o aferze w KNF: Co planował pan Zdzisław?

2018-11-15 5:00

Afera w Komisji Nadzoru Finansowego nabiera tempa. Marek Chrzanowski nie jest już jej szefem, a wczoraj do siedziby regulatora weszli agenci CBA, którzy na polecenie prokuratury zajmują się śledztwem w sprawie pana Chrzanowskiego. Widać, że raczej nie będzie dla niego litości ze strony aparatu państwa. PiS, oczywiście, potrzebuje pokazówki, żeby udowodnić, że nie ma z tą sprawą nic wspólnego i nie dać sobie przylepić łatki partii aferzystów. Pozostaje mieć nadzieję, że nie skończy się tylko na pokazówce.

Tomasz Walczak

i

Autor: Piotr Grzybowski Tomasz Walczak

Ujawniona przez dziennikarzy „Gazety Wyborczej” afera nie kończy się jednak wyłącznie na panu Chrzanowskim i jego perypetiach. Choć na pewno kluczowe dla państwa będzie wyjaśnienie, czy działał w pojedynkę, czy jednak stoi za nim jakaś grupa osób. Dla mnie jednym z podstawowych wątków tej afery jest coś, co już medialnie okrzyknięto „planem Zdzisława”.

Marek Chrzanowski w upublicznionej rozmowie z Leszkiem Czarneckim wspomniał, że członek KNF Zdzisław Sokal planował rozprawić się z bankiem miliardera, doprowadzić do jego upadłości, upaństwowić i dopiero wtedy doprowadzić go do stanu używalności. Nie wiemy, czy to tylko bajania pana Chrzanowskiego, które miały wywrzeć na Czarneckim odpowiednie wrażenie i ukazać byłego już szefa KNF jako anioła stróża systemu bankowego i Czarneckiego osobiście, by uzyskać od niego korzyści dla siebie. Czy jednak pan Sokal miał jakiś szatański plan wrogiego przejęcia prywatnego banku na rzecz państwa? A może chodziło tylko o ratowanie zagrożonego banku i stabilizacji systemu? Pytań jest więcej niż odpowiedzi.

Niemniej, jeśli pan Sokal planował użyć dostępnych środków, by doprowadzić do upadku szósty największy bank w Polsce, to mamy do czynienia z nie mniejszym skandalem niż to, co jako szef KNF wyprawiał pan Chrzanowski. Już nawet pal licho, że gra na upadek dużego banku i próba przejęcia go przez państwo to zamach na tak cenioną przez nas własność prywatną. To przede wszystkim zagrożenie dla depozytów klientów banku. Nie znamy nie tylko motywów tej operacji, ale także jej technicznych szczegółów, niemniej można założyć, że upadek mógł te depozyty pochłonąć. Większość strat zostałaby pokryta z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, czyli także z pieniędzy każdego klienta innych banków, z którzy się na ten fundusz składają, ale to niebezpieczna zabawa sektorem bankowym, od którego stabilności – co pokazał kryzys z 2008 r. – zależy los całej gospodarki. Jeśli państwo gotowe byłoby igrać z takimi siłami, świadczyłoby to o nim jak najgorzej. Czy tak było? Nie wiemy. Ten scenariusz to tylko domysły, ale skoro jest jedną z wersji wydarzeń, to wyjaśnienie wątpliwości w owej kwestii jest rzeczą absolutnie niezbędną. Na razie jednak nie słyszę, żeby ktoś chciał się tym zająć.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki