Oczywiście, można, jak zrobił to szef rządu, uznać, że w całej tej bulwersującej rozmowie prezesa NBP i ministra spraw wewnętrznych razić może co najwyżej jej styl. Można wierzyć, że na taśmach uwieczniono nie jakieś tam targi polityczne, ale zwykłą troskę o państwo. Można bagatelizować to, co słyszymy, twierdząc, że najważniejsze jest i tak to, że ktoś próbował obalić polski rząd. Można zachwycać się nad, jak to ujął premier, "wzurszającą troską Bartłomieja Sienkiewicza o PO", której zresztą nie jest członkiem. Można głównym szwarccharakterem całej sprawy zrobić Sławomira Nowka i Andrzeja Parafionowicza. Można, jak zrobił to sam Sienkiewicz, twierdzić, że podsłuchana konwersacja to dialog analityka (Sienkiewicza) i eksperta (Belki) nt. czarnych scenariuszy dotyczących polskiej gospodarki. Można wreszcie pójśc tropem pana ministra i budzące podejrzenia fragmenty taśm uznać jedynie za skróty myślowe. Tak, to wszystko można, ale ta totalna negacja jest zupełnie nieprzystająca do tego, z czym mamy do czynienia.
Język obu panów to zupełny margines całej sprawy. To, co słychać, wcale nie wygląda na troskę o państwo i każdy, kto ma uszy, wyraźnie słyszy, że mamy do czynienia z jakąś formą politycznego handlu, do którego szef MSW nie ma kompetencji, a prezes NBP nie ma prawa prowadzić. Cały anturaż tej rozmowy - knajpa, salonik dla VIP-ów, nieoficjalny charakter spotkania, którego zabezpiecznia antywywiadowczego nie zapewnia żadna ze służb - robi jak najgorsze wrażenie w kontekście treści rozmowy. Ma się bowiem nieodparte wrażenie, że oto przedstawiciele jakichś nieoficjalnych grup interesu decydują o losach polskiej polityki.
Sam premier przyznawał, że Sienkiewicza na rozmowę z Belką nie wysyłał. Sienkiewicz twierdzi, że nie informował premiera o prywatnej części rozmowy (tej uwiecznionej na taśmach). Powstaje więc wrażenie, że coś ważnego za plecami szefa rządu próbowano ustalić, co tylko wzmacnia wrażenie, że ośrodek decyzyjny w państwie nie musi znajdować się w siedzibie premiera przy warszawskich al. Ujazdowskich. A to jak najgorzej świadczyłoby o stanie polskiego państwa. Uwaga Sienkiewicza o tym, że to państwo istnieje tylko teoretycznie, nie byłaby w tym kontekście jedynie mimochodem rzuconą uwagą, czy kolejnym skrótem myślowym, których tak pełna ma być ta rozmowa, ale przenikliwą diagnozą.
Premier na te wszystkie narzucające się spostrzeżenia zupełnie nie zareagował. Wolał dokonać rytualnego mordu na swoim politycznym synu, czyli Sławomirze Nowaku. Owszem, to, co mówi na ujawnionych taśmach były minister transportu, ma charakter wręcz kryminalny i jest próbą wykorzystania swojej pozycji w państwie do załatwiania prywatnych interesów. Premier jednak nie robi łaski, mówiąc, że póki to będzie od niego zależeć, Nowak nie wróci do polityki. To zgrabna próba odwrócenia uwagi opinii publicznej od Belki i Sienkiewicza, ale Nowak i tak od czasu dymisji w związku z aferą zegarkową był na politycznym aucie. Premier kopie więc leżącego i nic już nieznaczącego polityka, podczas gdy ludzie, którzy spotkali się w jednej z warszawskich restauracji, by prowadzić niejasne rozmowy, nadal sprawują swoje funkcje i znaleźli sie pod parasolem ochronnym Donalda Tuska.
No i wreszcie kwestia próby zamachu stanu. Nie ulega wątpliwości, że ktoś, kto podsłuchy puścił do mediów, miał swój interes w tym, żeby rząd zatrząsł się w posadach. Spekulacje, kto mógł to zrobić i dlaczego, trwają. Służby już szukają winnych. Nie zgodziłby się jednak z narracją premiera i jego zauszników, że to w tej sprawie kluczowa kwestia. Nie, ona jest równie ważna jak treść rozmowy Belki z Sienkiewiczem. Jedno nie może przykryć drugiego. W obu bowiem wypadkach mówimy o stanie państwa, choć w dwóch różnych kontekstach.
Rozumiem Donalda Tuska, że próbuje całą sprawę bagatelizować i wpuszać na wygodne dla niego tory. W końcu walczy o polityczne życie. Tylko jak długo ono jeszcze potrwa? W ciągu siedmiu lat jego rządów, nie brakowało afer i skandali, często na bardzo wysokich szczeblach władzy. Do tej pory udawało mu się wszystkie zamieść pod dywan, ale choćby po aferze hazardowej, aferze Amber Gold czy niedawnym korupcyjnym skandalu znanym jako infoafera, pod tym dywanem jest jeszcze miejsce na kolejną? Wydaje się, że masa krytyczna już dawno została przekroczona, ale premier trwa. A czy "trwa mać", skoro degrengolada ekipy rządzącej staje się już nie do ukrycia, a premier wydaje się nic sobie z tego nie robić?
Tomasz Walczak o aferze taśmowej: Ile jeszcze brudu zmieści się pod tym dywanem?
2014-06-17
15:52
Afery nie ma, jest próba zamachu stanu - taki obraz skandalu wokół taśm z rozmowy Marka Belki i Bartłomieja Sienkiewicza wyłanania się z konferencji Donalda Tuska, na której starał się on ugasić pożar po publikacji tygodnika "Wprost". Tyle, że takie stawianie sprawy mało kogo przekonuje.