Ależ tu optymizmem powiało! Jaką ambicją! Tuskowa polityka ciepłej wody w kranach już rzutkiemu premierowi najwyraźniej nie wystarcza. Skoro kończy się kryzys, trzeba "zdynamizować gospodarkę" i z nową energią ruszyć do przodu. Jeśli Andrzej Biernat nie rzuca słów na wiatr, to pojawia się pytanie, na jak długo wystarczy Tuskowi cierpliwości i samozaparcia?
Bo już raz za rządów PO wychodziliśmy z kryzysu i wkraczaliśmy z pewnością siebie w "trzecią falę nowoczesności" (sic!). Nie pamiętają państwo? Przypomnę. Był rok 2011. Zbliżały się wybory parlamentarne, a liderów partyjnych opanowała gorączka twórcza. Kto żyw pisał teksty programowe. Także Donald Tusk. Czego to on wtedy nie zapowiadał! Na przykład to: "Wychodząc z kryzysu, można myśleć o tym, by po prostu powrócić na dotychczasową ścieżkę rozwoju. Ale można też wykorzystać ten szczególny moment, by podjąć bardziej ambitne działania, które pozwolą zbudować zupełnie nowe przewagi konkurencyjne Polaków i polskiej gospodarki". I jeszcze to: "( ) podstawą musi być innowacyjność, kapitał intelektualny, wiedza. Jest to najlepszy sposób, by zwiększyć efektywność pracy Polaków i dać im szansę na sukces. A zarazem jest to najlepsza droga, by zwiększyć konkurencyjność całej polskiej gospodarki, by z kryzysu ťwybiecŤ w nowoczesność".
Miał być modernizm na całego. A więc nie tylko hektolitry wylanego betonu i kilometry położonego asfaltu. Polska miała być awangardą nowoczesności pod każdym względem - społecznym, gospodarczym, a nawet politycznym. Potem Tusk chyba przestraszył się wielkich zmian i ogłosił, że w jego rządach chodzi w sumie o to, żeby w kranach płynęła ciepła woda. "Trzecia fala nowoczesności" nigdy nie nastąpiła. A teraz pojawia się ten mglisty "plan sześcioletni", który, jak już dziś można z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć, znów skończy się na obietnicach dostaw bieżącej wody. Bo, jak mówił sam premier, on od wielkich wizji nie jest.