Eurostat ogłosił właśnie dane na temat kosztów pracy w Unii Europejskiej. Polska po raz kolejny znalazła się w czołówce krajów, gdzie te koszty są najniższe. Podczas gdy średnia unijna wynosi 24,5 euro za godzinę pracy zatrudnionego, w naszym kraju to 8,4 euro. Do tego wspomniane pozapłacowe koszty pracy stanowią 18,7 proc. tego, ile pracodawcę kosztuje pracownik. Średnia w Unii to 24,4 proc. Nadmierne obciążenia, na które narzekają pracodawcy i ekonomiści, są więc zwykłym, ale wygodnym dla nich mitem.
Tkwiąc w nim, robimy sobie jednak ogromną krzywdę. Niskie pensje nie dają bowiem impulsu do rozwoju gospodarczego. Jeśli można obniżać koszty własne firmy graniem kosztami pracy, przedsiębiorcy nie muszą się silić na innowacje i poszukiwanie nowych rozwiązań, które nie tylko prowadzą do oszczędności, ale we współczesnym świecie budują dobrobyt społeczeństw. Przecież gdyby nie zwiększające się prawa i pensje pracowników, Henry Ford nigdy nie wpadłby na pomysł taśmy produkcyjnej, która zrewolucjonizowała świat. Opowieści, że pokornie pracując za marne pieniądze kiedyś dorobimy się bogatego państwa, są zwykłą bajką.
Zresztą już raz to w swojej historii przerabialiśmy. Tak było w czasach I RP. Kiedy zachód Europy zmuszony zanikiem pańszczyzny szukał nowych dróg rozwoju gospodarczego w rodzącej się erze kapitalizmu, ówczesna Polska nadal była zacofanym państwem rolniczym. Nie było impulsu do zmian, ponieważ właściciele ziemscy mieli do dyspozycji chłopów pańszczyźnianych. Odpowiedzią na większą konkurencję reszty Europy, także w dziedzinie unowocześniającego się i bardziej wydajnego rolnictwa, było zaostrzanie ucisku, który z chłopstwa zrobił w zasadzie niewolników. Ziemianie zarobili, ale polska gospodarka była skansenem bez perspektyw. Szansę na dobrobyt, który stał się później udziałem Europy Zachodniej, przegraliśmy więc już na starcie. Dziś świat znów nam odjeżdża, a my popełniamy dokładnie ten sam błąd, co nasi sarmaccy przodkowie, i wierzymy, że trucizna będzie dla nas lekarstwem.
Czytaj: NOWY SONDAŻ prezydencki: Komorowski 40,4%, Duda 30,6%