Tomasz Walczak

i

Autor: super express

Tomasz Walczak: Niech żyje wojna!

2014-04-06 16:48

Budzi się człowiek w sobotni poranek, włącza telewizor, zbłądzi, nie daj Boże, na telewizję śniadaniową i dostaje niestrawności nad tostem i kawą, kiedy widzi premiera, który mówi, że wojna  u polskich granic na razie nam nie grozi, ale nigdy nic nie wiadomo.

Można by nawet pomyśleć, że Donald Tusk nie chciałby stać się bohaterem słów jednego z brytyjskich polityków, który mówił, że „historia pełna jest wojen, o których każdy wiedział, że nie wybuchną”. Ale profetą premier nie jest.

Niesiony za to sukcesem swojej ostrej skądinąd retoryki w kwestii polityki Rosji wobec Ukrainy, która promuje w sondażach Platformę Obywatelską, Donald Tusk woli nie spuszczać z tonu. Jeszcze niedawno chętnie przemawiał na tle czołgów, straszył, że dzieci 1 września mogą nie pójść do szkół i nadal trwoży wojną. No, ale w końcu nie od dziś wiadomo, że na konfliktach zbrojnych robi się nie tylko wielkie fortuny, ale także wielki kapitał polityczny. Zwłaszcza, kiedy wojna jest czysto hipotetyczna.

Przynajmniej od czasów Seneki Młodszego, czyli od jakichś 2000 lat, jasne jest, że od wojny gorszy jest sam strach przed nią. I na tym strachu społeczeństwa politycy mogą sobie pograć, podgrzewając nastroje, dmąc w surmy bojowe i stawiając się w roli męża opatrznościowego zagrożonego narodu. Nic tak nie łączy obywateli z władzą jak współodczuwany syndrom oblężonej twierdzy. Kiedy wróg jest u bram, nie czas odwracać się o rządzących.

Nasz premier w ostatnim czasie do perfekcji doprowadził tę strategię polityczną, widząc w niej szanse na wygranie przy okazji swojej niekończącej się wojenki z PiS. I przynajmniej póki trwa kampania wyborcza do europarlamentu, słowo „wojna” nie zniknie ze słownika Donalda Tuska. Kiedy bowiem wojna (nawet ta hipotetyczna) się kończy, wielki wódz z reguły traci władzę. Wchodząc na tę ścieżkę wojennej retoryki, premier nie może z niej zboczyć przynajmniej do najbliższych wyborów. Inaczej społeczny entuzjazm opadnie, a Tusk może podzielić los Winstona Churchilla, który mimo poprowadzenia Wielkiej Brytanii do zwycięstwa z Hitlerem, przegrał pierwsze powojenne wybory. A więc, niech żyje wojna!