Ofiarą tego swoistego darwinizmu padła mieszkanka Mińska Mazowieckiego, która wolała popełnić samobójstwo, niż trafić na bruk. Piszemy o tym na stronie 6. Piszemy i nie możemy pozbyć się wrażenia, że to nie słabość tej kobiety, ale słabość państwa doprowadziła ją do tego dramatycznego kroku. Państwa, które od lat nie dba o swoich najbiedniejszych obywateli, państwa, które robi wiele, aby tym obywatelom żyło się jeszcze gorzej.
Jestem w stanie przeboleć to, że nie potrafimy dorobić się skutecznego programu wyciągania z biedy, bo to wymaga przemyślanych, długofalowych działań, a w tych nasze państwo orłem nie jest. Nie potrafię jednak zrozumieć, że bez mrugnięcia okiem decydujemy się tworzyć prawo, które ułatwia wyrzucanie ludzi z mieszkań, za które, najczęściej z powodu biedy, nie potrafią zapłacić. Pamiętam rząd Leszka Millera, lewicowca, który przyjął ustawę ułatwiającą eksmisję na bruk. Od niedawna jeszcze łatwiej wyrzucić zadłużonego lokatora bez prawa do lokalu socjalnego, ale za to łatwiej takie mieszkanie z dłużnikiem kupić, nawet za 75 proc. ceny, a potem z gracją godną bohatera filmu "Komornik" Feliksa Falka się pozbyć. A co dalej taki lokator ze sobą zrobi, to już jego problem. Pójdzie mieszkać na ulicę? Popełni samobójstwo? Nieważne. Grunt, że lokal odzyskany, pieniądze płyną szerokim strumieniem i świat dalej toczy się swoim rytmem. A my, dobrzy liberałowie, triumfujemy, bo kolejny darmozjad dostał za swoje.
Podobne myślenie doprowadziło do dramatycznej sytuacji w Grecji. Tamtejsi nieprzystosowani do życia w żarłocznym kapitalizmie z ludzi cieszących się życiem stali się seryjnymi samobójcami. Kraj, do niedawna z najniższym odsetkiem odbierających sobie życie, zaczął brylować w statystykach. Czy Polska podąży tą drogą? Z naszym bakcylem liberalizmu nie jest to wykluczone.