Kiedy porównamy tamtą Polskę z dzisiejszą, podobieństwa nasuwają się same - dwa walczące na śmierć i życie obozy polityczne, dwie wykluczające się wizje Polski i retoryka przypominająca bardziej karczemną awanturę niż debatę publiczną.
Na tym tle w grudniu 1922 roku rozegrał się dramat Narutowicza, który - wybrany głosami znienawidzonych przez endecję mniejszości narodowych - stał się szybko obiektem nagonki medialnej i politycznej tego środowiska. Szczucie szybko wylało się na ulice Warszawy, trafiając przy okazji na szaleńca, który wziął sobie hasła typu "żydowski elekt" czy "usunąć tę zawadę" do serca.
Samo nasuwa się pytanie, czy dziś podobne rzeczy są możliwe? Przed łatwymi odpowiedziami i budowaniem zbyt prostych paralel przestrzega dr Patryk Pleskot - historyk, z którym rozmowę znajdą państwo na naszej stronie internetowej (www.se.pl). |
Boi się jednak, że to, co wydarzyło się przed wojną, może stać się i naszym, współczesnych, udziałem, jeśli radykalizująca się polityka spotka się z głębokim kryzysem ekonomicznym. To ostrzeżenie polecam wszystkim uczestnikom debaty publicznej, szczególnie politykom, którzy od dawna grają na najwyższych rejestrach społecznych emocji. Dziś jeszcze potrafią te emocje kontrolować, ale uwalniają przy okazji demony, nad którymi nawet najbieglejsi inżynierowie ludzkich dusz nie mogą panować. Demony, które zrodziły Niewiadomskiego.