Tomasz Walczak: Kreml szuka w Polsce frajerów

2014-03-24 17:09

Jeszcze kilka dni temu Władimir Żyrinowski sobie a muzom opowiadał, że w imię ratowania stabilności Ukrainy Polska powinna odebrać zagrabione przez ZSRR zachodnie ziemie ukraińskie. Teraz Żyrinowski jako wiceprzewodniczący Dumy Państwowej wysłał oficjalne pismo m.in. do naszego MSZ, w którym proponuje udział w rozbiorze naszego wschodniego sąsiada. Skąd taka inicjatywa?

Nie od dzisiaj wiadomo, że Władimir Żyrinowski jako przewodniczący Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji (LDPR) istnieje w rosyjskiej polityce tylko z dwóch powodów. Po pierwsze, jako czołowy koncesjonowany szowinista zbiera pod swoje skrzydła wcale niemały elektorat o podobnych ciągotach, w ten sposób nie pozwalając na rozwinięcie się formacji nacjonalistycznych niezależnych od Kremla. Po drugie, jako wierny satelita tegoż Kremla mówi to, czego nie wypada powiedzieć prezydentowi i jego urzędnikom. I właśnie jako taki posłaniec wystąpił w swoim wezwaniu do podziału Ukrainy, które skierował do Polski, Węgier i Rumuni – krajów, które w wyniku polityki Stalina utraciły część swoich ziem na rzecz Ukraińskiej SSR.

Oczywiście, trudno oczekiwać, że ktoś wśród władz tych państw potraktuje wezwanie do rozbiorów sąsiada poważnie. Dlatego też z propozycją do działania wychodzi Żyrinowski, a nie oficjalnie któryś ze współpracowników Putina. Lider LDPR, znany z, delikatnie mówiąc, ekscentrycznego stylu uprawiania polityki, może sobie pozwolić na opowiadanie takich bzdur. Kreml wypuszczając dżina rewizjonizmu, próbuje rozbroić nieco antyrosyjskie nastroje, szczególnie obecne w Polsce i rozbić zjednoczony front krytyków polityki Rosji wobec Ukrainy, grając na resentymentach i chęci naprawienia pojałtańskiego podziału Europy, w wyniku którego Polska utraciła 1/3 swoich ziem, w tym dwa bardzo ważne dla kultury naszego kraju miasta – Wilno i Lwów. Dzięki szczodrej propozycji Żyrinowskiego, moglibyśmy naprawić choć trochę historyczną krzywdę.

Putin pomylił się jednak w swoich kalkulacjach. Po pierwsze, za posłańca swojej dobrej nowiny, wybrał człowieka, który u nas jest kojarzony ze swojego wojowniczego antypolonizmu („Anglia ma futbol i królową, Niemcy – Mercedesa, Ameryka – dolara, a Polska nie ma nic, dlatego jest zakompleksiona”). Po drugie, trauma utraty części ziem polskich została już u nas dawno przepracowana. Dziś poważne plany odzyskania Lwowa, Grodna i Wilna zajmują umysły jedynie garstki oderwanych od rzeczywistości marzycieli. Sentyment, oczywiście, pozostał, ale nie ma on wymiaru rewizjonistycznego. Nikt poza tym nie ma zamiaru iść pod rękę z rosyjskim imperializmem. Już raz z nazistowskimi Niemcami rozebraliśmy przedwojenną Czechosłowację, zyskując nawet uznanie samego Hermana Göringa. Powtórki z historii nie będzie.