Słucham ostatnio, że 500 plus nie działa, bo w pierwszym kwartale roku urodziło się o 6 tys. dzieci mniej niż rok temu. Tyle że wbrew temu, co mówią rządzący i bezmyślnie powtarzają niektórzy, to nigdy nie był program demograficzny, ale socjalny. Sam transfer pieniężny nigdy nie sprawi, że ludzie, którzy nie decydowali się na posiadanie licznego potomstwa, nagle zmienią zdanie. Nie w kraju, którym zarabia się psie pieniądze na uśmieciowionym rynku pracy. Nie w kraju, w którym coraz trudniej o własne lokum. Nie w kraju, w którym wysłanie dziecka do publicznego żłobka to zwykła gehenna. A to przecież według badań główne przyczyny niskiej dzietności w Polsce. 500 plus ich nie likwiduje. Jest jednak niezbędną korektą socjalną i ogromnym wsparciem dla wielu rodzin, które pozwala im choć trochę godniej żyć.
Słucham też jeremiad, że jego wprowadzenie spowodowało wzrost zatrudnienia w administracji publicznej i wzrost kosztów jej utrzymania. W podtekście: ten zły socjalizm znów karmi hydrę biurokracji. To ciekawe, bo jakoś nikt nie narzeka, że o największą rzeszę urzędników państwa wzbogacają się nie z powodu programów socjalnych, ale ze względu na funkcjonowanie wolnego rynku. Jakkolwiek paradoksalnie by to brzmiało, wolny rynek, by funkcjonować, potrzebuje ogromnej liczby przepisów i funkcjonariuszy państwa, które będą je egzekwować. Więc o co cały ten hałas?
Mam wrażenie, że trwa pełzający zamach na 500 plus. Próba podważania jego sensowności. Poszukiwanie absurdów, które mają go ośmieszyć i obrzydzić ludziom. A przecież to program, którego jako jednego z naprawdę niewielu osiągnięć rządów PiS warto bronić. Jego wprowadzenie i funkcjonowanie to pierwszy krok do rozbudowy w Polsce rachitycznego państwa dobrobytu. Jego likwidacja byłaby krokiem wstecz i gwarancją, że żadnego głębokiego prospołecznego zwrotu w naszym kraju długo już nie będzie.