Tomasz Walczak komentuje niespodziewaną decyzję Putina: Po pierwsze, nie ufaj deklaracjom Władimira Władimirowicza

2014-05-08 0:10

Dziś dokonał się nagły zwrot akcji w sprawie Putinowskiej wojny podjazdowej z państwem ukraińskim. Prezydent Rosji zaapelował do tzw. separatystów, by ci zrezygnowali z przeprowadzenia niedzielnego referendum ws. odłączenia okręgu donieckiego od Ukrainy oraz wycofał wojska spod jej granic.

To, oczywiście, dobra wiadomość, ale mam wątpliwości, czy rzeczywiście należy ją przyjmować za dobrą monetę. Władimir Putin to szczwany lis i nie ustępuje tak łatwo. Jeśli robi już krok do tyłu, to tylko po to, żeby potem zrobić dwa do przodu. Podobnie może być z tą jego nagłą zmianą kursu wobec Ukrainy i panoszącego się tam oporu wobec władzy w Kijowie, który bez wątpienia jest sterowany z Moskwy.

Rosyjski prezydent najwyraźniej swoją decyzją próbuje zrzucić z siebie odium odpowiedzialnego za to, co się dzieje na wschodzie i południu Ukrainy. Chce się postawić w roli gołąbka pokoju w sytuacji, kiedy konflikt się wyraźnie zaostrza i pada coraz więcej ofiar rosyjskiej awantury w tym kraju.  Sumienie, może teraz powiedzieć, mam czyste - moje wojska nie straszą u granic, a sam apeluję do separatystów, by się powstrzymali od nieprzemyślanych działań.

Ale przecież prorosyjskie siły wcale apelu Putina nie muszą usłuchać. Przecież wedle kremlowskiej propagandy to samoorganizujący się przeciwnicy "kijowskiej junty". Jeśli przypomnimy sobie niedawne słowa Siergieja Ławrowa o tym, że Moskwa nie ma wpływu na porywaczy członków misji OBWE, to łatwo sobie wyobrazić, że wkrótce może to samo powiedzieć o siłach, które mimo apeli Władimira Władimirowicza, nadal sieją chaos i zniszczenie na Ukrainie. Kreml będzie mógł spokojnie dystansować się od sprawy, a jednocześnie niby-niezależni separatyści będą realizować cele wyznaczone przez władzę rosyjską.

Najbliższy to oczywiście wybory prezydenckie 25 maja, które mają wyłonić prawomocną głowę państwa, którym rządzi na razie awangarda polityczna ukraińskiej rewolucji. Wiadomo, że nowy prezydent wytrąci rosyjskiej propagandzie z ręki argumenty o niekonstytucyjnym przewrocie w Kijowie. Czy na to Władimir Putin może sobie pozwolić? Wydaje się, że nie i to nawet w momencie, kiedy twierdzi, że wybory prezydenckie to krok we właściwym kierunku. Chociażby z tego względu powstrzymałbym się od huraoptymizmu i przekonania, że rosyjski prezydent się wycofuje. Szybko może się bowiem okazać, że nic z tego.