Najczęściej od liberałów dostawało się lewicowej partii Razem, która uznaje, że co prawda rządy PiS to dopust boży, ale PO czy Nowoczesna wcale nie są lepsze. Ukuto nawet slogan „Razem ale osobno”, który tak często powtarzano, że stał się równie przaśny jak żarty Jana Pietrzaka. Ostatnio liberałowie fochem jak stąd do Suwałk zareagowali na kandydaturę Jana Śpiewaka na prezydenta Warszawy, uznając ją za zdradę i zarzucając mu, że odbiera głosy Rafałowi Trzaskowskiemu, choć przecież liczy się tylko zwycięstwo nad Patrykiem Jakim. A tak w ogóle, kto nie z nami, ten przeciwko nam.
Ta histeria i szał moralnych uniesień od początku wyglądały żałośnie, ale zrobiło się doprawdy kabaretowo, kiedy Platforma i Nowoczesna w imię jedności opozycji postanowiły wystawić w Słupsku swojego kandydata, choć tam rządzi dziś kojarzony z lewicą Robert Biedroń, który cieszy się poparciem ok. 60 proc. słupszczan i raczej trudno przypuszczać, by w razie chęci udziału w wyborach ominęła go reelekcja. Jeśli zastosować logikę PO i Nowoczesnej oraz ich medialnych kiboli, trzeba by uznać to wszystko za dywersję, granie w jednej drużynie z Kaczyńskim, a ich samych za użytecznych idiotów PiS i po prostu rozłamowców, którzy niby chcą być razem, a jednak są osobno. W enuncjacjach liberalnej opozycji króluje jednak polityczny kalizm, a nie logika. Z jednej strony odmawiają bowiem prawa do własnego kandydata lewicy, a z drugiej sami wystawiają pretendenta przeciwko jej człowiekowi. Czysta hipokryzja, która obnaża całą tę narrację o szerokiej antypisowskiej koalicji.
Pozostawiając jednak na boku złośliwości – PO i Nowoczesna mają takie samo demokratyczne prawo do zgłaszania kandydata w Słupsku, jak lewica w Warszawie. Mam nadzieję, że liberałowie w końcu to zrozumieli.