Oczywiście tych, co lamentują nad upadkiem kultury, słychać najgłośniej i, co nie dziwne, brylują w tym politycy. Jacek Kurski (Solidarna Polska) twierdzi, że to agresja kulturowa, a Jacek Sasin (PiS), że piosenka niby znośna, ale oto kroczy genderyzm. A skoro agresja i ofensywa, to trzeba się bronić. Tylko gdzie szukać pomocy, skoro Europa już zgniła?
Jakby nasi politycy szukali sojusznika w tej nierównej walce, zawsze można się zwrócić o pomoc do Rosji. Tak, tak, tej samej, która teraz walczy z usamodzielniającą się Ukrainą. Może zagraża ona naszemu sąsiadowi, ale w walce z dekadencją Zachodu zawsze pomoże. Na państwowym kanale Rossija 1 oglądałem poeurowizyjne studio, w którym zaproszeni goście nie mogli znieść, że wygrała kobieta z brodą. Wśród występujących był niezawodny Władimir Żyrinowski, który stwierdził, że w Europie nie ma już kobiet i mężczyzn. Europa jest rodzaju nijakiego. Wtórował mu prowadzący, który zwrócił uwagę, że po konkursie śpiewano "Odę do radości" - hymn zjednoczonej Europy. Dla niego to jednak nie hymn, a requiem dla Europy. Requiem dla tradycyjnych wartości. Tak bowiem umiera ta zgniła cywilizacja. Który z wojujących prawicowców nie podpisałby się pod tym wszystkim? Który nie chciałby iść na wojnę z promującym dewiacje Zachodem? Putin szuka w tej walce sojuszników, więc może ktoś z naszej prawicy się przyłączy?
Może to prowokacyjne stawianie sprawy, ale przyznam, że jak ktoś z Eurowizji próbuje wyciągać wnioski polityczne, to trudno mi takie diagnozy traktować poważnie. Są tacy, co przypominają, że kobiety z brodą występowały w XIX-wiecznych cyrkach i Eurowizja stała się takim cyrkiem. Owszem, stała się. Ale tak samo jak sto lat temu kobiety z brodą nie zniszczyły "tradycyjnych wartości", tak i teraz austriacka drag queen tego nie uczyni. Panie i panowie, to tylko rozrywka.