Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Kandydat Komorowski i piętno PO

2015-02-06 19:50

Ledwie Bronisław Komorowski oficjalnie potwierdził, że powalczy o drugą kadencję, już dostał poparcie Platformy Obywatelskiej. W przemówieniu na konwencji krajowej PO, dziękował za nie, ale kandydatem rządzącej partii się nie czuje.

Wielu mogło tego nie dosłyszeć, bo ta informacja utonęła gdzieś w strumieniu świadomości, którym było prezydenckie przemówienie. Pojawiło się coś o Smoleńsku, o zgodzie narodowej, radości z tego, że Warszawa będzie gospodarzem kolejnego szczytu NATO. Wreszcie gdzieś w połowie padło: „Pięć lat temu byłem kandydatem PO, dziś pragnę być kandydatem obywatelskim, z waszym poparciem, z poparciem PO”. Obywatelskim, a więc wszystkich Polaków. Pod szyldem Platformy, uznał prezydent, daleko się nie zajedzie i trzeba naprzód iść z żywymi.

Faktycznie, PO nie jest już tak sexy jak jeszcze pięć lat temu, kiedy Bronisław Komorowski dumnie niósł sztandar Platformy – najpierw jako kandydat w wewnętrznych prawyborach, a potem w krótkiej i dramatycznej, bo naznaczonej 10 kwietnia, kampanii wyborczej. Jako prezydent oficjalnie zaczął dystansować się o PO, ale nie jest tajemnicą, że zakulisowo grał swoją partię o wpływy. Im bliżej kolejnych wyborów prezydenckich, tym mocniej od PO i jej rządów się dystansował. Ostatnio, kiedy Ewa Kopacz próbowała rozbroić górniczą bombę, Bronisław Komorowski przekonywał, że Pałac Prezydencki nie jest stroną w tym konflikcie, bo zgodnie w podziałem władzy za kwestie ekonomiczne odpowiada rząd. Prezydent wie, że ludziom po ośmiu latach u steru państwa Platforma się opatrzyła i gotowi są winić ją za wszystkie swoje nieszczęścia. Kolejne demonstracje i strajki na cel biorą rząd i dla Bronisława Komorowskiego dobrze by było, gdyby go z tym rządem nie utożsamiano.

Dziś PO jako marka źle się kojarzy i żaden PR-owiec nie jest w stanie tego zmienić. Utożsamianie z rządzącą partią jest dziś piętnem, więc lepiej, żeby nie dać się nim naznaczyć. Prezydent poparcie PO i jej pieniądze na prowadzenia kosztownej kampanii wyborczej przyjmuje, ale wie, że musi utrzymać wokół siebie wyborców, którzy niekoniecznie zagłosują na PO w wyborach parlamentarnych, więc jej kandydatem się nie czuje. Do 10 maja, kiedy odbędzie się I tura wyborów prezydenckich, jeszcze pewnie nie raz usłyszymy z ust prezydenta, że częścią układu politycznego nie jest i występuje jako kandydat wszystkich, którym na sercu leży zgoda narodowa. Ciekawie będzie obserwować, jak Bronisław Komorowski wije się jak piskorz, żeby przypadkiem nie dać się zaszufladkować jako człowiek Platformy. Należy się zresztą spodziewać, że będzie to najbarwniejszy element jego kampanii.