Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Kaczyńskiego wielka ucieczka do przodu

2014-11-12 1:00

W polityce widzianej z perspektywy PR-owca chodzi o to, żeby być podmiotem, a nie przedmiotem wydarzeń, czyli po prostu być tym, który kreuje debatę i narzuca swoją narrację polityczną, a nie tym, który musi odpowiadać na narrację innych. Kiedy więc Adam Hofman i jego wesoła kompania stali się przyczyną największego od bardzo dawna kryzysu wizerunkowego PiS, nie pozostało nic innego, jak ogłosić swojego kandydata na prezydenta. Niby słusznie...

Kogo PiS wystawi w przyszłorocznych wyborach prezydenckich było bodaj najsłodszą tajemnicą prezesa. Wiadomo było tylko tyle, że on sam z walki zrezygnuje. Dość trzeźwo kalkulował, że z ponadprzeciętnie popularnym Bronisławem Komorowskim i tak nie wygra, a druga przegrana z człowiekiem, którego władzę delegitymizuje się przez pięć lat to jednak straszna sromota.

W partii zaczęło się więc nerwowe poszukiwanie kandydata, który nie przepadnie z kretesem. Życzliwi podpowiadali nawet, żeby był to sympatyzujący z PiS prof. Andrzej Nowak z UJ. Nie wiem, jak dawno temu się łapanka się zakończyła, ale na pewno Kaczyński ogłaszając w Święto Niepodległości, że stawia na Andrzeja Dudę popełnił bolesny falstart.

Wiadomo bowiem, że sprawy Hofmana nic na razie nie przykryje. Zbyt barwna to postać i zdecydowanie za bardzo irytująca dla opinii publicznej, żeby tak koncertowy upadek jak ten, który stał się jego udziałem, miał zniknąć z mediów jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Cóż, prezes to człowiek wielu talentów, ale magikiem nie jest. Musiał rzucić coś, co choć trochę odwróci uwagę mediów i komentatorów od byłego rzecznika partii i musiał to zrobić natychmiast, bo kampania samorządowa jest już na ostatniej prostej. Jedyną kartą jaką mógł zagrać była nominacja na pisowskiego kandydata na prezydenta. Tak się jednak złożyło, że ogłosić nazwisko szczęśliwca przyszło mu ogłaszać 11 listopada – dzień, w którym uwagę najbardziej przykuwają tradycyjne już zadymy na marszu narodowców.

Coś, co miało być więc wielką celebrą zaplanowaną przez sztabowców PiS na zupełnie inny termin w precyzyjnie rozpisanym kalendarzu wyborczym, stało się desperackim wołaniem o uwagę i tylko kolejnym z wielu wydarzeń politycznych tego dnia. Show skradł Hofman z towarzystwem, który nawet jak milczy i jest poza PiS, to dalej gwiazdorzy.