Tego typu praktyki jakiejkolwiek partii zawsze są dla opinii publicznej bulwersujące. W wypadku PiS niesmak jest tym większy, że partia ta szła do władzy z hasłami sanacji Rzeczypospolitej, przeżartej przez kumoterstwo i nepotyzm. Miało być lepiej, uczciwiej i przejrzyściej. Wyszło jak zawsze. Ze swoimi intencjami mało kto się zresztą w PiS kryje. Niedawno w wywiadzie dla "Super Expressu" minister skarbu Dawid Jackiewicz przyznawał, że jego formacja nie ma zamiaru udawać, iż nominacje na stanowiska w spółkach Skarbu Państwa są apolityczne. Otóż są bardzo polityczne. Z bezczelności pisowcy uczynili więc cnotę. Nominacja Janiny Goss - przyjaciółki Jarosława Kaczyńskiego i szarej eminencji w środowisku PiS - do zarządu PGE nie powinna więc zaskakiwać. Słowo stało się po prostu ciałem.
A jakby ktoś miał wątpliwości, to zawsze można to wytłumaczyć moralnym bankructwem okrągłostołowych elit, które dla dobra wszystkich trzeba koniecznie wymienić. Skoro przez tyle lat, drodzy wyborcy, te elity was gnoiły, to my odsuwamy je od koryta. A że teraz będą się przy nim paść nasi koledzy, koleżanki, matki, żony, kochanki i pociotki? Cóż, taka jest konieczność dziejowa.
Awans społeczny pisowskich zabijaków poza poprawą ich własnego dobrostanu niewiele jednak zmienia. Państwo nie stanie się przez to ani bardziej prawe, ani bardziej sprawiedliwe. Padnie po prostu łupem jednej formacji politycznej, co jest niczym innym, jak piękną praktyką rodem z republik bananowych. Ale co się dziwić. PiS jest w końcu nieodrodnym dzieckiem III RP. Niby od lat chce ją zniszczyć, ale za każdym razem, kiedy dobiera się do władzy, jedynie jej patologie utrwala.