Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Jak PiS Polskę kolonizuje

2016-05-16 4:00

Mijający weekend pełen był wydarzeń cokolwiek kuriozalnych. Choćby fetowanie na Kongresie Kobiet znanego alimenciarza z KOD. Albo akcja "Noc Muzeów z Nowoczesną", którą partia Ryszarda Petru najwyraźniej chciała udowodnić wszystkim, że jest ugrupowaniem - zwłaszcza w sferze gospodarczej - wyciągniętym prosto z lamusa III RP. Aż chciałoby się to wszystko obśmiać, gdyby nie fakt, że show ukradł niezawodny Patryk Jaki.  

Z czytelnikami portalu Wpolityce.pl podzielił się swoimi refleksjami dotyczącymi audytu rządów koalicji PO-PSL. Jedna z nich wydała mi się szczególnie intrygująca. Ta mianowicie, że zdaniem wiceministra sprawiedliwości "polskie państwo było skolonizowane przez grupy interesów, które na nim żerowały". Uderzył mnie czas przeszły w tym zdaniu. Oto bowiem ledwie dzień wcześniej okazało się, że poseł PiS Andrzej Jaworski prosto z ław sejmowych trafił do zarządu PZU. A to tylko najświeższy przykład ordynarnych partyjno-towarzyskich nominacji w państwowych spółkach i instytucjach.

Przyznam, że trzeba nie lada tupetu, by grzmieć z powodu kolesiostwa poprzedników, w momencie gdy własne środowisko polityczne kolesiostwo podniosło do rangi cnoty. Zwłaszcza gdy bardzo często jest ono spłacaniem długów wobec różnych "grup interesu", które najpierw żyrowały zwycięstwo wyborcze PiS, a teraz chcą na tym zwycięstwie żerować. Andrzej Jaworski, jak wiadomo, to człowiek o. Tadeusza Rydzyka, który w partię Jarosława Kaczyńskiego sporo zainwestował. Zgłosił się więc w końcu po spłatę długu. Tym bardziej że do tej pory środowisku Radia Maryja przypadło niewiele łupów i coś mu trzeba było dać. A kolejne grupy interesów już czekają w kolejce na swoje łupy.

PiS tłumaczy, że jego akcja kolonizacyjna wynika ze szlachetnych pobudek: to pierwszy krok do sanacji państwa. Tylko bowiem zaufani ludzie tej partii - przekonują jej politycy - mogą podnieść Polskę z kolan, na które rzucili ją poprzednicy. Te głodne kawałki przypominają mi argumenty na rzecz przyznania kolonii Belgii rządzonej przez króla Leopolda II. Dzięki sprawnej akcji PR-owskiej przekonał on europejskie imperia, by przekazały mu terytoria w dolinie rzeki Kongo. Wszystko w imię szczytnej idei cywilizowania ludów Afryki. Efekt? Uczynił z Konga prywatny folwark, czerpiąc niewyobrażalne osobiste zyski, które trwonił na pełne zbytku pałace, kochanki i pałace dla kochanek. Coś mi podpowiada, że pisowska kolonizacja Polski skończy się tym samym. Być może obejdzie się bez kochanek i na pewno bez ludobójstwa, które towarzyszyło belgijskim rządom w Kongu. Jednak prywatny folwark PiS gwarantowany.

Zobacz: Prof. Witold Orłowski komentuje: Oceny agencji ratingowych są ważne