Tomasz Walczak: Idą po was z widłami

2018-12-13 5:00

Był czas, kiedy w Polsce usilnie poszukiwano drugiego Macrona. Młodego, nieopatrzonego, z zapałem reformatorskim, który będzie w stanie postawić tamę wzbierającej fali populizmu. Skoro Macron zagrodził drogę do władzy skrajnie prawicowej Marine Le Pen, jego polski odpowiednik zatrzymałby PiS. Wszyscy byliby szczęśliwi, że nasz kraj wraca na ścieżkę chwały jak V Republika pod rządami Macrona.

Tomasz Walczak

i

Autor: Piotr Grzybowski Tomasz Walczak

Półtora roku później francuski prezydent staje się – a może raczej powinien się stać – przestrogą dla wszystkich, którzy marzą o odsunięciu prawicy od władzy. Jego kolejne posunięcia, głęboko zanurzone w neoliberalnych dogmatach, które przecież za pochód populizmu w dużej mierze odpowiadają, zrodziły głęboki bunt społeczny. I zamiast wygaszać populistyczne wzmożenie, tylko toruje mu drogę do władzy.

Liberalizacja prawa pracy, opodatkowanie najniższych emerytur, zapowiedzi głębokich cięć w polityce społecznej Francji, likwidacja podatku od luksusu doprowadziły wielu Francuzów do białej gorączki. Poczuli, że ich własny prezydent nie jest rzecznikiem zwykłych obywateli, ale elit finansowych i biznesowych, w których interesie były wprowadzane i zapowiadane przez niego zmiany. Zwiększenie podatku paliwowego nie było najważniejsze, ale przelało czarę goryczy i zrodziło de facto klasowy – bo idący w poprzek podziałów politycznych – bunt Francuzów, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, a którym Macron nie miał nic do zaoferowania. Wyższa klasa robotnicza i niższa klasa średnia dotknięta zjawiskiem prekaryzacji – niskich dochodów połączonych z brakiem stabilności życiowej – wyszła na ulice, by wyrazić swój bezbrzeżny gniew. Dopiero płonący Paryż był dla francuskiego prezydenta na tyle otrzeźwiający, by wycofywać się z najbardziej drażliwych zmian. Najpewniej za późno.

To świetna lekcja także dla naszych liberałów, dla których program społeczno-ekonomiczny Macrona nadal jest politycznym horyzontem. Ale jego reformatorska porażka i haniebnie niskie poparcie dowodzą, że nie ma już powrotu do neoliberalnych mrzonek: niskich podatków dla najbogatszych, dalszego uelastyczniania rynku pracy, dopieszczania biznesu kosztem pracowników, kolejnych cięć w polityce społecznej. To nie tylko nie działa, ale wręcz prowadzi do wściekłości społecznej, grozi nastrojami rewolucyjnymi, a w najlepszym razie brutalnym buntem wykluczonych społecznie i ekonomicznie. Znany amerykański inwestor i multimilioner Nick Hanauer już kilka lat temu ostrzegał, że jeśli elity nie porzucą darwinizmu społecznego, który neoliberalizm produkuje, ludzie przyjdą po nie w końcu z widłami. Po Marcona już przyszli. Czy Platforma, Nowoczesna i Ryszard Petru to słyszą?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki