Katoliccy hierarchowie i najbardziej konserwatywna część tzw. liderów opinii straszą ludycznym, wręcz pachnącym siarką rytuałem inkorporowanym na polski grunt z USA, biadoląc przy okazji, że apoteoza dobrej zabawy związana z Halloween wypiera zadumę nad śmiercią i przemijaniem związaną z dniami Wszystkich Świętych i Zaduszkami.
Sądząc po tłumach pielgrzymów, którzy co roku ruszają w Polskę, by każdego 1 listopada odwiedzić groby swoich bliskich, trudno uwierzyć w apokaliptyczne wizje, że domniemane satanistyczne Halloween jest jakikolwiek zagrożeniem dla chrześcijańskich tradycji następnych dni. Polacy po prostu co roku udowadniają, że kawa nie wyklucza herbaty, że 31 października z jego imprezami, przebraniami i dzieciakami ganiającymi od drzwi do drzwi z hasłem „cukierek albo psikus” na ustach anuluje pamięć o tych, których nie ma już wśród nas. Święto Zmarłych jest tak głęboko zakorzenione w naszej społecznej świadomości, że poprzedzające je Halloween nie jest w stanie mu zagrozić. Zresztą natura obu tych świąt sprawia, że się wzajemnie nie wykluczają.
Wszystkim zmartwionym warto przypomnieć, że sfery sacrum i profanum od zawsze ze sobą współistniały i się uzupełniały. Obie zresztą składają się na to, kim jesteśmy, i walka z jednym czy z drugim jest po prostu skazana na porażkę. Oczywiście, nikt nie broni katolikom przypominać o znaczeniu śmierci w ich religii, nikt też nie broni im Halloween krytykować. Ale jakoś ci współcześni hierarchowie zapomnieli, że przez wieki pogańskie święta i obrzędy potrafili przekuć w święta chrześcijańskie. Ojcowie Kościoła i kolejni papieże nie załamywali rąk i nie ograniczali się do rytualnego załamywania rąk – wychodzili z inicjatywą w walce o dusze grzeszników. Może czas do tego powrócić? Bo coroczne jeremiady ludzi Kościoła nad temat Halloween stały się po prostu nudne.