Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Grzegorz Schetyna marzy o koloniach?

2014-11-06 17:17

Elity II RP śniły sny o polskiej potędze. Mocarstwowe ambicje nie ograniczały się tylko do budowy silnego państwa, które obroni się przed napaścią wrogich sąsiadów, ale wykraczały daleko poza Europę. Prężnie działająca Liga Morska i Kolonialna lobbowała za przyznaniem naszemu krajowi koloni w Afryce. Takie były horyzonty myślowe ówczesnych, którzy w posiadaniu zamorskich terytoriów widzieli wyraz wielkości danego państwa. Działo się to wszystko w czasach zmierzchu kolonializmu. Kiedy ten system jest już martwy od 50 z górą lat, jego echa słychać w słowach świeżo upieczonego szefa polskiej dyplomacji.

Grzegorz Schetyna komentując nieobecność Polski w rozmowach w sprawie przyszłości Ukrainy  stwierdził buńczucznie, że „rozmawiać bez Polski o Ukrainie, to tak jakby w sprawach Libii, Algierii, Tunezji, Maroka rozmawiać bez Włoch, Francji, Hiszpanii”. Domyślam się, że panu ministrowi chodziło o to, że Polska jest od odzyskania przez Ukrainę niepodległości w 1991 roku niestrudzonym rzecznikiem jej aspiracji do bycia częścią świata zachodniej demokracji. Ale to tylko domysły podszyte dobrą wolą i wiedzą, że wiele o Grzegorzu Schetynie można powiedzieć, ale nie to, że jest historycznym rewizjonistą.

Dla mniej wtajemniczonych – choćby ukraińskiej opinii publicznej – nie musi być to tak oczywiste. Jeśli ich kraj ważna postać polskiej polityki zestawia z byłymi koloniami, w sprawy których do dziś mieszają się dawne metropolie, to mogą czuć się zaniepokojeni ambicjami naszej dyplomacji. Ten neokolonialny dyskurs niesie ze sobą echa rosyjskiej narracji o Ukrainie jako niezbywalnej strefie wpływów Moskwy, tłumaczącej jej bezczelną politykę wobec sąsiada – aneksję terytoriów i wypowiedzenie jej ordynarnej kolonialnej wojny w obronie własnych interesów.

Tak nieodpowiedzialne słowa będą więc paliwem dla tych skrajnych środowisk na Ukrainie, które widzą w Polsce nie sojusznika ale odwiecznego wroga. Gorzej, że są doskonałym prezentem dla rosyjskiej propagandy, która poprzez państwowe kanały będzie sączyć do głów Ukraińców tezy o polskim imperializmie. Już widzę też białoruską maszynę propagandową, która co jakiś czas lubi postraszyć chęcią zrewidowania powojennych granic i przyłączenia do Polski zachodniej Białorusi. Wypowiedź ministra Schetyny doskonale się do takiej narracji nadaje.

Oczywiście, można tłumaczyć w duchu Radosława Sikorskiego, że pan minister najzwyczajniej w świecie pomylił kraje, a w ogóle to wypowiedź nie była autoryzowana, a więc się nie liczy. Tak jak w sporcie, słaba gra nie ma znaczenia, bo w świat idzie wynik, tak w dyplomacji liczą się słowa, a nie przypisy do nich. Może by tak politycy PO, którzy w sprawach polityki zagranicznej się wypowiadają, wreszcie to zrozumieli.