Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Giertych łączy PO i PiS

2015-04-06 17:37

Roman Giertych od dawna nie jest już politykiem. Mimo umizgów, nie przypadło mu w udziale szczęście Michała Kamińskiego. Ten, choć był swego czasu – podobnie jak Giertych – niestrudzonym krytykiem Platformy Obywatelskiej, to łaskawa partia rządząca przygarnęła go pod swoje skrzydła. Może i Giertycha nie ma ciałem, ale jego widmo nadal unosi się nad naszą polityką.

Okazuje się bowiem, że PO wraca do jego pomysłu z czasów, kiedy piastował urząd ministra edukacji w rządzie PiS. Wśród wielu rewolucyjnych zmian, które w oświacie planował, było między innymi to, żeby wprowadzić monitoring do szkół. Choć jeszcze kilka lat temu politycy PO odsądzali Giertycha od czci i wiary, wskazując, że wprowadza do placówek oświatowych totalną inwigilację, umacniając tym samym faszystowskie państwo PiS, to dziś Ministerstwo Edukacji wraca do tego zapomnianego, wydawałoby się pomysłu. Kamery mają pojawić się w klasach, szkolnych korytarzach, a także na zewnątrz budynków. W każdej szkole.

Co się zmieniło, że coś, czym się kiedyś PO brzydziła, nagle stało się słuszne i potrzebne? Trudno na to pytanie odpowiedzieć. Tym bardziej, że straszenie antydemokratycznymi praktykami IV RP wcale nie zniknęło z retoryki Platformy. Ba! Ewa Kopacz w ostatnim czasie z lubością odwołuje się do straszenia PiS i totalitaryzmem, który jego rządy oznaczają. Nie przeszkadza to jednak jej i podległym jej ministrom uprawiać słodką hipokryzję.

Odkąd Giertych wysunął swój pomysł, polskie szkoły nie stały się nagle dużo bardziej niebezpieczne niż były wtedy. Wprowadzenie monitoringu należy więc rozpatrywać jako z jednej strony populistyczny pomysł na przypodobanie się rodzicom, którym na sercu leży bezpieczeństwo ich dzieci. Z drugiej zaś jako zwykłą intelektualną gnuśność urzędników MEN. Zamiast tworzyć programy, które ze szkoły uczynią nie tylko przechowalnię dzieci i młodzieży, ale także miejsca, gdzie będą one wychowywane, uczone współżycia z innymi, wyciągane z patologii, a więc będą walczyć z przyczynami przemocy w szkole, minister edukacji woli walczyć ze jej skutkami. Jak już ktoś kogoś pobije czy okradnie, wtedy łatwo będzie wskazać sprawcę, bo wszystko zostanie uwiecznione na nagraniu. Nie tędy jednak droga.

Z monitoringiem w szkołach jest bowiem dokładnie tak samo jak z monitoringiem w na ulicach – wbrew głosom entuzjastów wcale nie zwiększa on bezpieczeństwa. Zwiększa za to poziom inwigilacji społeczeństwa. Nie dość, że nasza komórka wskaże tym, którym będzie na tym zależało, miejsca naszego pobytu, to kamera pokaże jeszcze, co właśnie robimy. Ucieczki przed powszechnym podglądactwem chyba już nie ma, ale nadal mamy szansę uchronić przed wielkim bratem i duchem Giertycha nasze dzieci.

Nasi Partnerzy polecają