Tomasz Walczak

i

Autor: super express

Tomasz Walczak: Gender wrogiem „cywilizacji białego człowieka”?

2013-11-25 16:59

Nie ma ostatnio modniejszego hasła niż „ideologia gender”. Ostatnio nawet moja osiedlowa piekarnia włączyła się w walkę z tym wyimaginowanym zjawiskiem. Plakat, który wisi tam na ścianie wzywa do ochrony Polski przed wyludnieniem. Ale mylą się ci, którzy twierdzą, że to straszne gender odpowiada za spadek przyrostu naturalnego.

Odkąd abp Michalik użył określenia „ideologia gender” jako wytrycha do zrozumienia zjawiska pedofilii w Kościele, zrobiło ono niesamowitą furorę wśród konserwatywnie nastawionej części naszego społeczeństwa. Każdy dzień przynosi nowe definicje i hasło zapełnia się nową treścią. Słyszę więc, że „ideologia gender” to nowy totalitaryzm (bp Ryczan) gorszy od marksizmu, bo ten „nie wnikał aż tak głęboko w naturę człowieka” (abp Hoser), że promuje cywilizację śmierci (bp Mazur) i last but not least (to już abp Jędraszewski) „prowadzi [ona] do śmierci danej cywilizacji. Za jakiś czas (...) nieliczni biali będą pokazywani innym rasom ludzkim tu, na terenie Europy, tak jak Indianie są pokazywani w Stanach Zjednoczonych w rezerwatach”.

 

Nie wiem, czy hierarchowie udają , czy naprawdę nie rozumieją, o czym mówią. Ile bowiem razy trzeba powtarzać, że osławiona „ideologia gender” to nic innego jako nauka społeczna, która bada to, w jaki sposób płci przypisuje się różnego rodzaju role społeczne. Że rozróżnia ona płeć biologiczną i kulturową, nie kwestionuje faktu istnienia kobiet i mężczyzn, a docieka jedynie, w jaki sposób dana kultura określa, co znaczy być mężczyzną i kobietą. Doprawdy nie rozumiem, jak grono badaczy zza swoich biurek może nam szykować Holocaust białego człowieka. W jaki sposób ich spekulacje mogą wpłynąć na wymarcie cywilizacji chrześcijańskiej. Sporo rozumiem z tego świata, ale nie mogę pojąć jak pewna profesor UKSW wykoncypowała sobie, że gender zachęca, żeby kilka razy w życiu zmieniać płeć. To doprawdy karkołomna teza.

 

Rozumiem, że wojna, którą gender wydał Kościół, a w którą włączyły się środowiska konserwatywne, to potrzeba mobilizacji w postaci wspólnego groźnego wroga. (Choć może już zastanawiać po co tak pacyfistycznej religii, jaką jest chrześcijaństwo, jacyś wrogowie). Rozumiem też, że szukanie przyczyn niskiego przyrostu naturalnego właśnie w gender to pójście na skróty. Przecież uświadomienie sobie, ze zmniejszająca się liczba urodzin wynika przede wszystkim z warunków ekonomicznych, wymaga jednak jakiegoś procesy myślowego, minimalnej wiedzy o współczesnym świecie. O ile łatwiej tkwić w intelektualnej gnuśności, szukając oparcia w spiskowych teoriach dziejów, niż zastanowić się, jak rozwiązać źródła problemu starzejącego się społeczeństwa. Łatwiej walczyć z wyimaginowanymi wrogami niż przygotować drobiazgowy program naprawczy.

 

W Polsce zawsze prościej było poruszać się w sferze emocji niż pracy organicznej i Kościół oraz jego okolice doskonale się w tę naszą narodową tradycję wpisują. Mimo wszystko szkoda, że hierarchowie, którzy aspirują do odgrywania znaczącej roli społecznej, nie chcą włączyć się w debatę nad realnymi problemami, a preferują tematy zastępcze. Ale może po prostu z tego świata rozumieją jeszcze mniej, niż wynika to z ich wiedzy na temat gender.